Dwa dni przed pokazem sztucznych ogni w Nicei lokalne władze błagały Paryż o wsparcie. Było za mało policji i za mało zabezpieczeń jak na 30-tysięczny tłum. Jest to w oficjalnych dokumentach. Trzy dni po zamachu, na promenadzie w Nicei, wciąż są kwiaty, znicze i... ślady krwi. Materiał "Faktów" TVN.
Na Promenadzie Anglików w Nicei aktualnie nie brakuje policyjnych patroli, ale eksperci ds. terroryzmu krytykują zabezpieczenia podczas obchodów Dnia Bastylii. Według szacunków imprezę, w której uczestniczyło 30 tysięcy ludzi, powinno ochraniać około 700 policjantów. W czwartek było ich tam niewiele ponad 100.
Brakowało policjantów i band
Z dokumentów Rady Regionów wynika, że jej szef 48 godzin przed atakiem napisał list do Pałacu Elizejskiego, w którym skarżył się, że po turnieju Euro nie ma w mieście wystarczająco dużo funkcjonariuszy. Brakowało także betonowych barier blokujących wjazd na promenadę. Nikt z Pałacu Prezydenckiego czy rządu do tej pory nie skomentował treści listu. Promenada, która zwykle w szczycie sezonu tętniła życiem, dziś bardziej przypomina cmentarz. Na asfalcie wciąż są ślady krwi. Turyści i mieszańcy Nicei kładą tu kwiaty i palą świeczki.
Na szczęście nie rośnie już liczba ofiar ataku, a stan części rannych poprawia się.
W czwartek późnym wieczorem rozpędzona ciężarówka wjechała w tłum ludzi na promenadzie w Nicei. Szef francuskiego MSW poinformował, że zginęły 84 osoby. Ponad 200 osób zostało rannych.
Autor: dasz/kk / Źródło: Fakty TVN