- Na konto jednej z polskich firm przelano przynajmniej 9 milionów dolarów - mówi portalowi tvn24.pl jeden z autorów słoweńskiej książki "W Imieniu Państwa". Szef i pracownicy tej firmy są wśród oskarżonych w niejawnym procesie ws. handlu bronią. Proces dobiega teraz końca, ale ponieważ toczy się od 12 lat, to część najważniejszych zarzutów już się przedawniła.
Postawione przez prokuraturę zarzuty obejmują m.in.: łapówki, fałszowanie dokumentów, nielegalne dostawy broni wartej ponad 4,5 miliona dolarów. Na ławie oskarżonych siedzi sześć osób: współpracownicy WSI oraz szefowie i pracownicy spółek "Cenrex" i "Steo", które dzięki koncesjom kupowały broń od MON i policji. Według prokuratury, na podstawie sfałszowanych dokumentów trafiała ona do krajów objętych w latach 90. embargiem ONZ, m.in. Chorwacji i Somalii.
Pod koniec września zeznawał jeden z byłych szefów WSI, najprawdopodobniej ostatni świadek w procesie.
Na 28 listopada wyznaczono termin rozprawy, na której mogą zapaść wyroki.
Zmiana sędziów, zmiana sądów, rozpatrywanie wniosków
Dlaczego proces w sprawie głośnej afery z lat 90-tych trwa tak długo? Prokuratura stawia zarzuty w grudniu 1999 roku, ale proces wielokrotnie zaczyna się od nowa. Najpierw umiera ławnik, później kilkakrotnie zmieniają się sędziowie. I tak w 2006 część zarzutów się przedawnia, a proces z Gdańska trafia do sądu rejonowego w Warszawie. To jednak nie koniec komplikacji. Dwa lata trwają próby przeniesienia sprawy do innego sądu. Wnioski nie są uwzględniane, a w 2008 roku przedawnia się kolejne 27 zarzutów. Sprawa ponownie trafia do innego sędziego. Z początkiem 2009 proces rusza od nowa.
Konstanty Miodowicz (PO), szef sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych, uważa, że sytuacja, w której ważne zarzuty się przedawniają, jest absolutnie niedopuszczalna, jednak bardzo charakterystyczna dla naszego systemu prawnego.
- Sądy pracują bardzo przewlekle. I w trakcie postępowań cały szereg spraw ulega przedawnieniu. Sprawa, o której mówimy, nie ma charakteru wyjątkowego, wpisuje się w pewną regułę. Jeżeli cokolwiek w naszym kraju wymaga bardzo głębokich systemowych zmian, to wymiar sprawiedliwości, a w szczególności działalność sądów - mówi Miodowicz.
Wiceszef sejmowej speckomisji Marek Opioła (PiS) podkreśla: - Warto zauważyć że za udział w handlu bronią z WSI został ukarany jedynie pośrednik, Syryjczyk Monzer al-Kassar. Ale nie zrobił tego polski sąd, ale sąd w USA, który skazał go na 30 lat więzienia.
- W jego akcie oskarżenia omówiono m.in. jak razem z WSI sprzedawał polską broń do krajów objętych embargiem ONZ. Ten proces powinien stanowić przykład dla polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie może być tak, że afery z udziałem funkcjonariuszy służb specjalnych PRL pozostają nierozliczone - dodaje Opioła.
Handel bronią na Bałkanach. Polski trop
O handlu bronią w latach dziewięćdziesiątych głośno jest za to w Słowenii. Na trop nowych dokumentów w sprawie nielegalnych dostaw broni podczas konfliktów bałkańskich trafili tamtejsi dziennikarze Matej Šurc i Blaž Zgaga. Trzytomowa książka „W Imieniu Państwa” odsłania kulisy handlu bronią na Bałkanach, ujawnia niejasne interesy słoweńskich polityków.
Nie brakuje tam też polskich bohaterów. Jednym z nich jest Jerzy D., oskarżony w procesie w Warszawie (wg raportu z likwidacji WSI, były ppłk wywiadu wojskowego, OPP „WIRAKOCZA”, pracujący wówczas w Centralnym Zarządzie Inżynierii Ministerstwa Współpracy Gospodarczej z Zagranicą, w połowie lat 80. miał z ramienia wywiadu handlować bronią m.in. z arabskim terrorystą Monzerem al-Kassarem, później kierował Cenrexem).
Z informacji autorów wynika, że statki z bronią wypływały z Gdyni, a pieniądze wpływały na konto Cenrexu. Chodzi o przynajmniej dziewięć milionów dolarów, choć - jak podejrzewają dziennikarze - to tylko wierzchołek góry lodowej. Zyski miały pochodzić z dostaw broni i amunicji tuż przed i podczas embarga ONZ nałożonego na kraje byłej Jugosławii. Na podstawie dokumentów autorom udało się odtworzyć mechanizm przepływu pieniędzy i rozrysować trasy przemytu broni.
"W Imieniu Państwa"
Pracowali ponad trzy lata, przejrzeli tysiące nieznanych dotąd dokumentów świadczących o korupcji i zaangażowaniu najwyższych władz Słowenii w przemyt broni na Bałkany. O kulisach przemytu i polskich wątkach w tej sprawie opowiedział nam jeden z autorów trylogii Blaž Zgaga, słoweński dziennikarz śledczy, który pracował dla słoweńskich dzienników, a jego publikacje ukazywały się w zagranicznej prasie m.in. w "Guardianie".
W 2000 roku został oskarżony o ujawnienie tajemnic wojskowych, jednak sąd oczyścił go z zarzutów. Za pierwszy tom trylogii, razem z Matejem Šurcem dostali nagrodę Europejskiego Centrum Inicjatyw (CEI) i Organizacji Mediów Europy Środkowo-Wschodniej (SEEMO) w kategorii dziennikarstwa śledczego. W październiku dziennikarze zostali laureatami kolejnej nagrody CEI i SEEMO, tym razem za wybitne zasługi dla dziennikarstwa śledczego.
Trzeci tom trylogii został w kwietniu opublikowany w Słowenii. Już w maju trafił na pierwsze miejsce listy bestsellerów.
Wywiad z Blaziem Zgagą:
- Skąd tytuł "W Imieniu Państwa"?
Blaž Zgaga: Wszystkie operacje związane z przemytem broni były prowadzone "w imieniu państwa". Wielu wojskowych i oficerów służb specjalnych wierzyło, że współpracując przy załadunku, sprzedaży kontenerów i ochronie transportów, pomagają tworzyć nowe państwo, działają na rzecz jego bezpieczeństwa. Jednak nadużycia też były dokonywane w imieniu państwa; czołowi słoweńscy politycy wpłacali pieniądze na tajne rachunki w zagranicznych bankach.
- Z waszej publikacji wynika, że Słowenia była ważnym centrum logistycznym handlu bronią w latach 90-tych. Broń i amunicja z magazynów Jugosłowiańskiej Armii Ludowej była sprzedawana do Chorwacji i Bośni. Do Słowenii trafiała też broń z Polski, Bułgarii, Rumunii i Ukrainy. Takie transakcje nie mogły odbywać się bez zaangażowania waszych służb specjalnych i polityków.
BZ: Politycy zatwierdzali transporty broni, służby specjalne były odpowiedzialne za wykonanie rozkazów. Fakt, że przez dwadzieścia lat ta działalność była ukrywana, to konsekwencja decyzji politycznych – wszystko miało pozostać tajne. W książce opisujemy jak najwyżsi rangą politycy sprzedawali państwowe mienie, opowiadamy o tym, jak to wszystko zostało utajnione. Nikt nie zna wielkości rezerw wojskowych i jeśli się kurczą, nikt tego nie zauważy, oprócz zawodowców. Ale zniknęły też pieniądze – dziesiątki milionów dolarów. I za to już odpowiadają politycy. Od najwyższego dowódcy wojskowego, premiera, ministrów obrony i spraw wewnętrznych po urzędników niższego szczebla.
- 25 września 1991 Rada Bezpieczeństwa ONZ nałożyła embargo na dostawy broni i wyposażenia wojskowego do krajów byłej Jugosławii. Statki przypływały jednak z Polski, Bułgarii i Ukrainy. Były rozładowywane w słoweńskim porcie Koper, towar trafiał m.in. do Chorwacji. Co było na pokładzie i na czyje konta wpływały pieniądze z tych transakcji? Jakie nowe dowody znaleźliście na to, że polskie firmy zarabiały na nielegalnym handlu bronią na Bałkanach?
BZ: Z Europy Wschodniej docierała broń typu sowieckiego, jednak 80-90 proc. dostaw to była amunicja. To właśnie ona zmieniała równowagę na polu walki. Sprzedano tysiące ton amunicji, pociski rakietowe. Dorzucono też wyposażenie: mundury, hełmy, maski przeciwgazowe. Pieniądze za te transakcje trafiały do banku CEIB (Central European International Bank) w Budapeszcie. Tam firma Scorpion International Services zebrała ponad 80 milionów dolarów od klientów ze Słowenii, Chorwacji i Bośni. Co najmniej 9, ale najprawdopodobniej 19 milionów dolarów, przelano na konto polskiej spółki Cenrex (firma z większościowym wówczas udziałem skarbu państwa przyp. red.), a ponad 40 milionów przekazano do Global Technologies International z Ukrainy i na inne konta związane z tak zwaną mafią z Odessy. Mamy dowody (dokumenty przewozowe i celne) a także dokumenty z banku, z których wynika, że Cenrex otrzymywał pieniądze od Scorpion International Services, w dniach zbliżonych do tych, w których przypływały statki z Gdyni do portu Koper. Jak wynika z raportu słoweńskich służb specjalnych, człowiek o nazwisku D. przyleciał do Wiednia do Constantina Dafermosa (przedstawiciel spółki „Scorpion Int. Services" - przyp. red.) domagając się pieniędzy, bo Słoweńcy spóźniali się z zapłatą.
Pociski SA-16 AA i AT-4 rozpoczęły swoją podróż w Gdyni. Wiemy też, że 150-200 tysięcy masek przeciwgazowych z Polski sprzedano do Słowenii. Z naszych informacji wynika, że pośrednikiem był Walter Wolf, teraz oskarżony w aferze Patrii w Słowenii i w Austrii. Maski zostały później sprzedane do Chorwacji. Co ciekawe, według dokumentów, w transport 2000 mundurów zimowych zaangażowana była zarejestrowana w Luksemburgu prywatna firma związana z Jerzym D. Valex Trading. W styczniu 1992 trafiły one do Słowenii, później do Bośni.
- Co wynika z wyciągów z kont Scorpion International Services. Kiedy i ile pieniędzy przelano na konto Cenrexu?
BZ: Przynajmniej 9,4 mln dolarów zostało zapłacone Cenrexowi przez firmę Scorpion (24 września 1991 – 3 mln, 8 października 1991: 4,1 miliona, 17 października: 2,3 mln).
- Kim jest Nikolaj Oman? Wygląda na to, że ten pośrednik odegrał istotną rolę w tym biznesie. Musiał znać D., wymienia jego nazwisko podczas rozmowy telefonicznej podsłuchanej przez słoweńskie specsłużby. W jakim kontekście?
BZ: W marcu 1992, po tym jak Słowenia spóźniała się z zapłatą za broń, z rozmowy między Omanem i Dafermosem z firmy Scorpion International Services wynika, że D. odwiedził Dafermosa w Wiedniu, gdzie próbował odzyskać pieniądze za słoweńską transakcję. Oman i Dafermos zastanawiają się nawet czy D. nie powinien odwiedzić ministra obrony Janeza Janšy (obecny premier Słowenii) w Lublanie, ale dochodzą do wniosku, że to nie najlepsze rozwiązanie, jako że Janša mógłby się dowiedzieć, jakie są prawdziwe ceny i układy. Ostatnie zdanie Dafermosa sporo tłumaczy: “Myślę, że możemy to teraz sfinalizować. Jeśli będą potrzebowali ten towar (broń - B.Z), będą musieli go kupić przez naszą firmę. Towar ma tylko D., Rosjanie i nikt więcej. Mogą zamówić tylko przez Cenrex, ale Cenrex nie może kupić go od Rosjan beze mnie. Cenrex ma licencję eksportową na moje nazwisko.”
- Mózgiem większości operacji był grecki biznesmen Constantin Dafermos z firmy Skorpion International Services. Na podstawie dokumentów udało wam się odtworzyć mechanizm przepływu pieniędzy i rozrysować mapy przemytu broni.
BZ: To były bardzo rożne przepływy, zależy kiedy. Możemy udokumentować tylko pieniądze przesłane do banku CEIB, to ponad 80 milionów dolarów od klientów ze Słowenii, Chorwacji i Bośni. Mamy dostęp do informacji tylko z jednego banku, a to najprawdopodobniej wierzchołek góry lodowej. Wiadomo, że część pieniędzy była przekazywana w gotówce. - Jak to możliwe, że interesy handlarzy bronią były ukrywane przez 20 lat?
BZ: To proste. Mimo, że policja i śledczy z wojskowych służb znaleźli wiele dowodów (które są opublikowane w naszej książce), sprawy były umarzane w prokuraturach, w których słoweńscy politycy mieli swoich ludzi.
- Jaką reakcję wywołała wasza publikacja w Słowenii i za granicą? Piszecie o handlarzach bronią z całego świata, odsłaniacie kulisy gier służb specjalnych, udowadniacie zaangażowanie polityków, również tych, którzy cały czas sprawują władzę, łącznie z obecnym premierem Janeza Janšą, ówczesnym szefem MONu.
BZ: Największe media zignorowały naszą trylogię, pisały o niej niewiele. Nie było prawie żadnych recenzji, żadnej kontynuacji tematu, mimo że przedstawiliśmy mnóstwo świetnie udokumentowanych faktów świadczących o nadużyciach obecnie rządzących polityków. Media boją się ewentualnych nacisków, jako że główny bohater, obecny premier Janez Janša, był odpowiedzialny za handel bronią. Dużo więcej uwagi poświęciły nam zagraniczne media. Sami bohaterowie odpowiadają milczeniem. To najlepszy przykład lekceważenia.
Autor: Karolina Tomaszewicz TVN dla portalu / ola/k / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Sanje Publishing House