Brytyjskie wojsko otrzyma dwa wartościowe prezenty od koncernów zajmujących się energetyką wiatrową. Dwie nowe mobilne stacje radarowe, po 22,5 miliona euro sztuka, mają pokonać opór wojskowych przeciwko budowie wielkich farm wiatraków na wodach przybrzeżnych Wielkiej Brytanii.
Wojsko do tej pory było jednym z najbardziej zaciętych przeciwników stawiania nowych turbin i skutecznie blokowało budowę nowych farm w wielu miejscach.
Coś za coś
Przyczyną niechęci wojskowych do wiatraków był ich wpływ na systemy radarowe. Stawiane w morzu turbiny są wielkie, łopaty ich śmigieł mają nawet ponad 30 metrów i na ekranach systemów wczesnego ostrzegania nie dało się ich odróżnić od nadlatujących samolotów.
Turbiny wiatrowe skutecznie oślepiały więc wojskowe radary, ponieważ generowały dziesiątki fałszywych obrazów nadlatujących maszyn. Jak twierdzą wojskowi, tworzyło to "czarne dziury" w systemie wczesnego ostrzegania przed napaścią powietrzną. Potencjalny wróg mógłby nadlecieć "chowając" się za zakłóceniami generowanym przez fermy i pozostać niezauważonym, aż do znalezienia się kilka kilometrów od brzegu.
Koncerny chcąc pokonać opór wojska i zyskać pozwolenia na budowę w większej ilości miejsc, postanowiło "naprawić" brytyjski system ostrzegania. Kilka firm inwestujących w turbiny wiatrowe zrzuciło się więc i zobowiązało się zakupić dwa radary Lockheed Martin TPS-77, które akurat z odróżnianiem wiatraków od samolotów nie mają problemów. Jeden zostanie zamontowany w Norfolk, drugi w Szkocji. Jak podają koncerny, dzięki tej umowie w ciągu dekady będzie można postawić nawet sześć tysięcy turbin.
Źródło: telegraph.co.uk
Źródło zdjęcia głównego: mat. producenta