Głosowanie w części Kenii wstrzymane. Opozycja świętuje, kraj w niepewności


Decyzja władz Kenii o odłożeniu na czas nieokreślony głosowania w okręgach zdominowanych przez opozycję, bojkotującą powtórzone wybory prezydenckie, wywołała entuzjazm protestujących, którzy ogłosili wstrzymanie zamieszek.

- Cieszę się, ponieważ potrzebujemy pokoju, jesteśmy zmęczeni byciem zabijanymi przez policję - powiedział Henry Kahango, mieszkaniec znajdującego się na zachodzie kraju miasta Kismu.

Decyzja komisji wyborczej ucieszyła opozycję, która wezwała do uspokojenia protestów. Teraz pojawia się pytanie natury prawnej, mianowicie, czy prezydent Uhuru Kenyatta zostanie uznany oficjalnym zwycięzcą wyborów w sytuacji, kiedy głosy oddane w ponad 20 z 290 okręgów wyborczych nie będą wzięte pod uwagę.

Kwestie prawne

24 godziny po czwartkowym głosowaniu jeden z aktywistów złożył wniosek do sądu o całkowite unieważnienie wyborów, uznawanych przez opozycję za "fikcyjne". Żadna z dwóch głównych partii ani komisja wyborcza nie zaplanowały na sobotę wystąpień, pozostawiając kraj w niepewności i oczekiwaniu na dalsze decyzje.

Analitycy argumentują, że jeżeli kwestia prawna nie zostanie ostatecznie rozwiązana, na przykład przez zarządzenie kolejnych powtórzonych wyborów, wynik głosowania może oznaczać kontynuację niekończącego się i wyniszczającego ekonomicznie impasu w konflikcie między konkurującymi obozami Kenyatty i Odingi.

Wybory na zachodzie wstrzymane

W sobotę, dwa dni po rozpoczęciu wyborów, w pozostałej części Kenii miało odbyć się głosowanie w czterech hrabstwach, gdzie mieszkańcy w ramach protestu zablokowali ulice i wdali się w starcia z policją. Komisja wyborcza wycofała się jednak z tego planu. W piątek poinformowała, że odwołuje zaplanowane na sobotę wybory prezydenckie w zachodniej Kenii z powodu zamieszek i niemożności zapewnienia bezpieczeństwa. Szef komisji wyborczej Wafula Chebukati wyjaśnił, że dotyczy to okręgów Kisumu, Migori, Siaya i Homa Bay. W okręgach tych głosowanie przełożono na sobotę, ponieważ w czwartek, gdy w kraju odbywały się powtórne wybory prezydenckie, lokale wyborcze nie zostały tam otwarte ze względu na protesty opozycji.

Jak podają kenijskie media, po przeliczeniu głosów w 200 z 292 okręgów wyborczych podano, że obecny prezydent Uhuru Kenyyata uzyskał 96-procentowe poparcie, czyli ponad 5,5 mln głosów. Jednak niska frekwencja, która wyniosła 34,5 proc., a także zamieszki w kraju powodują, że jego pozycja określana jest jako "słaba". W piątek doszło do kolejnych zamieszek w rejonach uznawanych za bastiony opozycji. Policja poinformowała o jednej ofierze śmiertelnej - tym samym liczba ofiar wzrosła do pięciu. Funkcjonariusze konsekwentnie odrzucają zarzuty o nadużywaniu siły, argumentując, że reakcja służb na niepokoje społeczne jest "proporcjonalna".

Wybory wykazały głębokie polityczne i etniczne podziały w kraju, który jest regionalnym centrum handlowym i logistycznym.

Pierwsze wybory unieważnione

Powtórzenie wyborów prezydenckich zarządzono, gdy Sąd Najwyższy nieoczekiwanie unieważnił zwycięstwo Kenyatty w głosowaniu z 8 sierpnia, orzekając, że komisja wyborcza nie przestrzegała odpowiednich procedur. W sierpniowych wyborach Kenyatta uzyskał 54,27 proc. głosów, a lider opozycji Raila Odinga - 44,74 proc. W wyborach wzięło udział 80 proc. uprawnionych do głosowania. Od czasu ogłoszenia wyników sierpniowego głosowania w całym kraju odbywają się demonstracje zwolenników centrolewicowej opozycji. W następstwie brutalnego rozpędzania protestów przez policję już co najmniej 45 osób poniosło śmierć.

Autor: momo//rzw / Źródło: PAP/ Reuters

Raporty: