Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan przywołał w niedzielę możliwość przywrócenia kary śmierci w kraju, "jeśli ludzie tego zechcą". Erdogan przemawiał do ponad miliona zebranych w Stambule na wielkiej manifestacji poparcia dla władz po niedawnej próbie puczu.
- Najwyraźniej kary śmierci nie stosuje się w Europie, ale jest ona w USA, Japonii, Chinach. Większość państw ją stosuje - mówił Erdogan, który już bezpośrednio po nieudanym przewrocie z 15 lipca mówił o możliwości przywrócenia najwyższego wymiaru kary.
Została ona zniesiona w 2004 roku w ramach starań Ankary o członkostwo w Unii Europejskiej. Zwolennicy prezydenta skandowali w czasie wiecu: "kara śmierci".
W swoim wystąpieniu prezydent skrytykował także niemieckie władze za to, że nie pozwoliły mu zwrócić się do zwolenników za pośrednictwem łącza wideo w czasie manifestacji w Kolonii tydzień temu. - Gdzie jest demokracja? - pytał.
"Każ nam zginąć, a zginiemy!"
Podczas manifestacji przemawiał również premier Binali Yildirim, który oświadczył, że mieszkający w USA muzułmański kaznodzieja Fethullah Gulen, oskarżany przez Ankarę o inspirowanie zamachu stanu, zostanie sprowadzony do Turcji. - Niech wszyscy z was wiedzą, że lider tego ugrupowania terrorystycznego przyjedzie do Turcji i zapłaci za to, co zrobił - oznajmił.
A quite impressive picture of the mass-rally dubbed "Democracy and Martyrs" in #Istanbul today pic.twitter.com/qt6qgctJ3d
— Michael Horowitz (@michaelh992) 7 sierpnia 2016
Wśród mówców był także szef sztabu generalnego Hulusi Akar. Oświadczył, że za próbą zamachu stali zdrajcy, którzy zostaną ukarani w najsurowszy możliwy sposób. Podziękował cywilom za rolę w zdławieniu puczu.
W europejskiej części Stambułu zebrało się ponad milion osób. Uczestnicy manifestacji nieśli tureckie flagi i transparenty, na których widniały hasła: "Erdoganie, jesteś darem od Boga!" i "Każ nam zginąć, a zginiemy!".
Jak komentuje Reuters, wiec był pokazem siły Erdogana adresowanym głównie do Zachodu w związku z zarzutami o zbyt daleko posunięte retorsje i czystki, jakie władze w Ankarze urządziły po zamachu i które w rozumieniu Europy i USA naruszają prawa człowieka oraz normy demokracji.
Krótkotrwała solidarność?
Do udziału w wiecu zaproszono przedstawicieli opozycji, w tym lidera Partii Ludowo-Republikańskiej (CHP) Kemala Kilicdaroglu i przywódcę opozycyjnej Nacjonalistycznej Partii Działania (MHP) Devleta Bahcelego. Nie skierowano jednak zaproszenia do prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP), która jest trzecią siłą w tureckim parlamencie.
W nocy z soboty na niedzielę w drzwi mieszkań wsuwano ulotki z hasłem: "Triumf należy do demokracji, place należą do ludu" i reklamujące darmowy transport - autobusami i metrem - na niedzielny wiec. To samo hasło widnieje w całym kraju na transparentach rozpiętych na domach i mostach - podaje Reuters.
Agencja prognozuje też, że pokaz solidarności z Erdoganem nie będzie trwał długo, bo rząd jest już krytykowany nie tylko za granicą, ale i w kraju, za zbyt daleko posunięte czystki w armii, mediach, środowiskach naukowych i sądownictwie, a nawet służbie zdrowia oraz służbach publicznych czy federacjach sportowych.
Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa
Manifestacji towarzyszyły nadzwyczajne środki ostrożności - pilnowało jej 15 tys. policjantów. W okolicy ustawiono baterie wyrzutni rakiet przeciwlotniczych, nad zebranymi krążyły śmigłowce.
Wiec w Stambule był pokazany w całym kraju na gigantycznych ekranach, a według tureckich mediów jeszcze jeden taki ekran ustawiony miał być w USA w Pensylwanii, w której mieszka islamski kaznodzieja Fethullah Gulen, oskarżany przez Ankarę o zorganizowanie nieudanego puczu.
Dotychczas blisko 70 tys. osób zostało zwolnionych z pracy bądź zawieszonych w obowiązkach w ramach rozprawy z domniemanymi uczestnikami i sympatykami nieudanego puczu. Ok. 18 tys. osób, głównie wojskowych, zostało zatrzymanych lub aresztowanych, przy czym potem część uwolniono.
Autor: kło,mm//plw / Źródło: PAP