Kalifornia wciąż w ogniu

Aktualizacja:

W kolejnym dniu walki z żywiołami nadeszła dobra wiadomość - ucichł wiatr, największy sojusznik płomieni. Jednak pożary nadal są groźne i pochłaniają kolejne ofiary; dziś strażacy znaleźli siedem kolejnych ciał. Miejsce tragedii odwiedził prezydent George W. Bush.

Ekipy ratownicze znalazły zwęglone ciała mężczyzny i kobiety w domu na północ od San Diego. Kolejne dwie osoby, których ciała znaleziono wczoraj w kanionach, to najprawdopodobniej nielegalni imigranci. W górach na wschód od San Diego, niedaleko granicy z Meksykiem, patrol straży granicznej znalazł w czwartek zwęglone zwłoki czterech osób.

Liczba ofiar może okazać się jeszcze większa, kiedy władze powrócą do miejscowości, z których ewakuowano ludzi.

Strażakom udało się nad ranem ugasić trzy główne ogniska pożarów w rejonie Los Angeles. Ogień nadal jednak zagraża co najmniej 28 tysiącom domów na południu stanu.

Najgroźniejsza sytuacja panowała w rejonie San Bernardino, gdzie wielki pożar całkowicie wymknął się spod kontroli strażaków. W zagrożonej strefie znajduje się nadal ponad sześć tysięcy domów.

Pożar zmusił władze do przeprowadzenia największej w historii USA akcji ewakuacyjnej, która objęła pół miliona ludzi w samym tylko hrabstwie San Diego. Według wstępnych szacunków, straty po pożarach tylko w tym hrabstwie mogą przekroczyć miliard dolarów. Części ewakuowanych pozwolono już na powrót.

"Waszyngton o was nie zapomni" Do Kalifornii przybył dziś prezydent George Bush. Potwierdził, że rząd federalny udzieli niezbędnej pomocy ofiarom kataklizmu. Prezydent odwiedził miasteczko Rancho Bernardo, gdzie prawie wszystkie domy zostały spalone do fundamentów.

Bush odbył tam pieszy spacer w towarzystwie gubernatora Kalifornii Arnolda Schwarzeneggera, który kieruje akcją usuwania skutków kataklizmu, oraz demokratycznej senator z Kalifornii Diane Feinstein. - Nie zapomnimy o was w Waszyngtonie - powiedział mieszkańcom Bush. - Dziś wasze życie może wyglądać strasznie, ale jutro będzie lepiej. Rząd federalny pomoże w miarę swoich możliwości - oświadczył.

Władze stanęły na wysokości działania Reakcję administracji na pożar siłą rzeczy porównuje się w USA ze spóźnioną reakcją na powódź w Nowym Orleanie w 2005 roku, wywołaną huraganem Katrina i ówczesnymi zaniedbaniami władz w akcji ratowania ofiar i usuwania skutków żywiołu.

Tym razem - jak zgodnie oceniają komentatorzy - zarówno rząd stanowy, jak i federalny stanęły na wysokości zadania. Na stadionie Qualcomm w San Diego, gdzie tymczasowo zakwaterowano tysiące pogorzelców, dostarczono wszystko, czego potrzeba - namioty, łóżka składane, żywność, napoje, lekarstwa, a nawet zabawki dla dzieci.

Rząd pochwalił nawet krytyczny zwykle wobec Busha dziennik "Washington Post" w swym artykule redakcyjnym.

Ewakuacja najlepszych przyjaciół człowieka Płomienie trawiące od wielu dni Kalifornię niszczą domy, zagrody i stodoły. Zagrażają nie tylko ludziom, ale także zwierzętom. Ratowanie ich bywa trudne i niebezpieczne. Miejsca dla "uciekinierów" z zagrożonych miejsc zamieniają się w prawdziwe Arki Noego.

Strażacy ruszyli także na ratunek zwierzętom
Strażacy ruszyli także na ratunek zwierzętomENEX

Konie, kozy, psy, koty, ale także węże i chomiki. Te wszystkie zwierzęta ratują z pożarów nie tylko ich właściciele, ale także strażacy. Przenoszenie całych stad zwierząt jest niezwykle karkołomne.

Źródło: ENEX, CBS, PAP, CNN