Partia Regionów nie chce wejść do rządu Bloku Julii Tymoszenko i proprezydenckiego bloku Nasza Ukraina - Ludowa Samoobrona. - Nie ma sensu ponosić odpowiedzialności za klęski "pomarańczowej koalicji" - stwierdził Mychajło Czeczetow z Partii Regionów (PR).
To odpowiedź na złożoną przez Julię Tymoszenko propozycję wspólnych rządów. Tymoszenko, idąc za radą prezydenta Juszczenki, zaproponowała ścisłą współpracę koalicji z opozycją oraz udział tej ostatniej we władzy wykonawczej. - Powstająca na Ukrainie "pomarańczowa koalicja" gotowa jest oddać opozycji tekę wicepremiera, a także stanowiska wiceministrów i wicegubernatorów - obiecała w poniedziałek Tymoszenko.
Wydaje się, że politycy Partii Regionów wciąż liczą, że utworzą nowy ukraiński rząd. - Partia Regionów nie może być uważana za opozycję, ponieważ zdobyła w wyborach największą liczbę głosów - twierdzi współpracownik Janukowycza Jurij Myrosznyczenko.
Wcześniej przedstawiciele tej partii grozili już, że w razie niedopuszczenia jej do tworzenia rządu jej 175 deputowanych nie złoży przysięgi poselskiej. W takiej sytuacji konieczne byłyby kolejne wybory, bo zgodnie z ukraińskim prawem parlament jest niezdolny do działania, jeśli nie ma w nim co najmniej 300 spośród 450 posłów.
Jednak Partii Regionów trudno byłoby zdobyć większość parlamentarną i utworzyć stabilny rząd. Już wcześniej blok Nasza Ukraina - Ludowa Samoobrona zapowiedział, że wejdzie w koalicję jedynie z ugrupowaniem Julii Tymoszenko. Inne siły nie mają mają zbyt mało mandatów, by stanowiło to znaczącą różnicę.
W przedterminowych wyborach parlamentarnych na Ukrainie zwyciężyła Partia Regionów Wiktora Janukowycza z wynikiem 34,37 proc. głosów (175 mandatów). Na drugim miejscu znalazł się Blok Julii Tymoszenko 30,71 proc. głosów (156 miejsc w parlamencie), a trzecią siłą został blok Nasza Ukraina - Ludowa Samoobrona (72 mandaty). Gdyby więc Blok Julii Tymoszenko i NU-LS stworzyły koalicję, miałyby w sumie 228 głosów.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA