Jak w "Speed", tyle że naprawdę


Australijczyk, którego prędkościomierz zablokował się na 60 mil na godzinę (96,5 km/h) przeżył prawdziwe chwile grozy. Przez godzinę pędził z taką prędkością, niczym bohaterzy filmu "Speed".

22-letni Chase Weir, znalazł się w kłopocie we wtorek, gdy jadąc przedmieściami Melbourne zdał sobie sprawę, że hamulce jego auta nie pracują, a temptomat zaciął się na 60 milach na godzinę. Australijska policja robiła wszystko, by ograniczyć ruch przed rozpędzonym samochodem. Podczas całej swojej przygody Weir był w telefonicznym kontakcie z sierżant Marnie Goldsmith, która pomagała mu jechać tak, by nie spowodował wypadku.

Po godzinie szalonej jazdy Weir zdołał w końcu zjechać z autostrady na pobocze i zaciągnąć ręczny hamulec. Nie chciał robić tego na szosie, bo bał się, że może skończyć się to dachowaniem.

"Proszę nie wsiadać"

Koniec końców pechowy kierowca wyszedł ze zdarzenia prawie bez szwanku. - Czułem się fatalnie, trząsłem się byłem przerażony. Gdy zobaczyłem samochody przede mną przez moment myślałem, że to już koniec – przyznał Weire, który w środę wziął udział w konferencji prasowej razem z sierżant Goldsmith.

Kierowca zdradził, że zanim jednak zadzwonił na policję, najpierw w sprawie usterki połączył się ze swoim… dealerem Forda. Usłyszał, żeby pod żadnym pozorem nie wsiadał do samochodu, dopóki go nie naprawi. - Gdy powiedziałem, że jest problem, bo jestem obecnie w trakcie jazdy, byli skonsternowani – mówił Weire. Pracownik Forda polecił mu wyłączyć zapłon, ale nie pomogło. Po całym incydencie Ford poprosił o zgodę na przeprowadzenie badań samochodu.

Źródło: APTN