Nielegalni imigranci z zamkniętego ośrodka w węgierskiej miejscowości Kiskunhalas przy granicy z Serbią kontynuowali w czwartek protest, domagając się przeniesienia do otwartego ośrodka i szybszego załatwiania ich spraw - poinformowała węgierska telewizja M1.
Skupieni w grupy imigranci, podobnie jak w środę, skandowali słowo "Freedom" (ang. wolność), a wokół ośrodka znajdowała się większa niż zazwyczaj liczba policjantów.
Przedstawiciel imigrantów przekazał w środę pracownikom Urzędu ds. Imigracji i Obywatelstwa (BAH) petycję, podpisaną przez około 300 spośród 484 mieszkańców ośrodka, której sygnatariusze skarżą się na "zamknięcie i powolne załatwianie spraw". Wezwał też mieszkańców ośrodka do marszu na Budapeszt. Pod wieczór nastroje w ośrodku jednak się uspokoiły.
Doradca Orbana: robimy wszystko, co możliwe
Doradca premiera Węgier Viktora Orbana do spraw bezpieczeństwa wewnętrznego Gyoergy Bakondi powiedział w środę w telewizji M1, że nie ma możliwości umieszczenia imigrantów z Kiskunhalas w otwartych obozach ani zmiany przewidzianych w przepisach terminów procedur pod ich naciskiem.
Zaznaczył, że w zamkniętych ośrodkach umieszcza się osoby, które zostały skazane przez sąd za nielegalne przekroczenie granicy lub inne wykroczenia, ale które złożyły wniosek o azyl w celu uniknięcia deportacji.
Zapewnił, że personel ośrodka robi wszystko, co możliwe, na rzecz imigrantów i mają oni zapewnione odpowiednie zaopatrzenie oraz nocleg.
Bakondi przypomniał, że do podobnego zaognienia sytuacji doszło w Kiskunhalas już wcześniej. Imigranci rzucali wówczas w policjantów kamieniami, ale wtedy w akcji uczestniczyło ich znacznie mniej.
Telewizja M1 podała, że czwartek jest już trzecim dniem, gdy w Kiskunhalas dochodzi do incydentów – we wtorek afgański migrant odgryzł tam kawałek ucha innemu mieszkańcowi ośrodka.
Autor: pk//gak / Źródło: PAP