Huk, chaos i panika w nadmorskim kurorcie. Ludzie myśleli, że to terroryści


Wybuch paniki w nadmorskim francuskim kurorcie. W niedzielę wieczorem wypoczywających ludzi nagle spłoszył wybuch petardy. Przekonani, że to strzelanina zaczęli uciekać, tratując się nawzajem. 41 osób trafiło do szpitala.

Do wybuchu paniki doszło dokładnie miesiąc po zamachu w Nicei, w którym zginęło 86 osób. Tunezyjczyk celowo wjechał wówczas ciężarówką w tłum ludzi.

W niedzielę ok. godz. 22.30 na popularnej wśród turystów i miejscowych promenadzie w nadmorskim mieście Juan-les-Pins, ok. 20 km od Nicei, nagle rozległy się huki. Ludzie, sądząc, że to odgłosy strzelaniny, zaczęli uciekać. Francuski dziennik "Le Parisien" podaje, że ktoś wyrzucił odpalone petardy z przejeżdżającego samochodu.

"Ludzie zaczęli biec"

Filmy i zdjęcia pokazują poprzewracane stoły w kawiarniach, które wieczorem były pełne ludzi. Widać krzyczących i biegnących ludzi, rannych leżących na ulicach, karetki pogotowia i radiowozy z włączonymi światłami.

- Nagle wybuchła panika. Ludzie zaczęli biec, więc pomyśleliśmy, że naprawdę stało się coś poważnego - powiedział Fabrice Zaki, właściciel restauracji w Juan-les-Pins.

Strażacy z departamentu Alpy Nadmorskie oświadczyli na Facebooku, że do szpitala trafiło 41 osób. 21 z nich udzielono pomocy i wypisano, 20 ma wyjść w najbliższych dniach.

Policja bada teraz zapis z monitoringu, by wytypować "żartownisia", który wyrzucił z samochodu petardy.

"W panice moi przyjaciele i ja się zgubiliśmy"

Lokalny dziennik "Nice Matin" rozmawiał z ludźmi, którzy wieczorem w niedzielę wypoczywali nad brzegiem morza w Juan-les-Pins. - Rozmawialiśmy nad drinkami, kiedy dziewczyna przyjaciela zobaczyła tłum ludzi biegnących w naszym kierunku. To była masa krzyczących ludzi. W panice moi przyjaciele i ja się zgubiliśmy - powiedział Maxime.

Mężczyzna wraz z dziewczyną schronili się na zapleczu restauracji. - Było wielu turystów. Niemców, Anglików. Nie rozumieli, co się dzieje. Próbowaliśmy im wytłumaczyć i trochę podnieść na duchu. Po około 5 minutach przyszła do nas kelnerka i powiedziała, że nic się nie dzieje. Wtedy wyszliśmy na ulicę - powiedział.

Maxim relacjonował także, że w drodze do domu spotykał dwóch żołnierzy i policjantów, którzy bieli ulicą z bronią.

Francja w napięciu

Od zamachów w Paryżu z listopada 2015 roku, w których zginęło 131 osób, we Francji obowiązuje stan wyjątkowy. Ze względu na zagrożenie zamachami terrorystycznymi w ostatnich tygodniach odwołano część imprez plenerowych. Zaledwie miesiąc temu w Nicei zginęło 86 osób. Pod koniec lipca dżihadyści podcięli gardło księdzu.

Do ataków przyznało się tzw. Państwo Islamskie.

Autor: pk//rzw / Źródło: Reuters, ENEX, Niece Martin, Le Parisien, Le Figaro