Harrier posadzony na stołku. Zegarmistrzowska precyzja pilota

Harrier posadzony na stołku. Zegarmistrzowska precyza pilota
Harrier posadzony na stołku. Zegarmistrzowska precyza pilota
USMC/tvn24.pl
Dziobem w stołekUSMC/tvn24.pl

Pilot amerykańskiego samolotu AV-8B Harrier popisał się wyjątkową precyzją. Udało mu się wylądować na okręcie bez połowy podwozia. Żeby się nie rozbić, musiał trafić samolotem dokładnie w specjalny "stołek" ustawiony na pokładzie, który zastąpił mu przednie koła.

Do niecodziennego wydarzenia doszło na początku czerwca na pokładzie dużego okrętu desantowego USS Bataan. Taka jednostka przewozi specjalną jednostkę ekspedycyjną piechoty morskiej USA i wspierający ją dywizjon samolotów oraz śmigłowców. W jego składzie jest sześć AV-8B Harrier, czyli maszyn skróconego startu i pionowego lądowania (teoretycznie mogą też startować pionowo, ale US Marines bardzo rzadko korzystają z tej możliwości).

Bez połowy kół

Siódmego czerwca kapitan William Mahoney miał wykonać rutynowy lot treningowy. Tuż po starcie z pokładu okrętu zapaliły się jednak ostrzeżenia, że doszło do awarii podwozia. Mahoney zwolnił, aby pęd powietrza nie spowodował dalszych uszkodzeń i zawrócił nad okręt, zgłaszając sytuację awaryjną. Pilot przeleciał kilka razy nad USS Bataan na małej wysokości, tak, aby siedzący na mostku inny pilot, asystujący kolegom przy lądowaniu, mógł dokładnie przyjrzeć się podwoziu jego maszyny.

Okazało się, że przednia goleń podwozia zablokowała się w pozycji złożonej. Przed Mahoneyem pojawiła się bardzo niewesoła wizja lądowania bez połowy kół. Harriery mają podwozie główne ustawione jak w rowerze, w jednej linii. Jedna goleń jest pod kabiną, a druga na początku ogona. Pod skrzydłami są dwa dodatkowe małe kółka, które zapobiegają przewróceniu się samolotu na bok.

Na szczęście pilota okazało się, że zawczasu pomyślano o takiej sytuacji. Na pokładzie okrętu znajdował się specjalny "stołek", na którym Mahoney powinien oprzeć dziób swojego samolotu podczas pionowego lądowania. Trafienie w mały obiekt na poruszającym się pokładzie to jednak nie lada sztuka. Zwłaszcza, że pilot go nie widzi, bowiem zasłania mu go nos maszyny.

Dziobem w "stołek"

Podczas lądowania piloci Harrierów celują w określony punkt na pokładzie, oznaczony farbą i światłami. Polegają też na komendach oficera naprowadzania. Zazwyczaj muszą lądować "mniej więcej" w zadanym punkcie. Mahoney musiał jednak trafić idealnie, tak aby dziób jego maszyny znalazł się nad ustawionym na pokładzie "stołkiem". Pilot wspomina, że starał się w ogóle nie myśleć o braku przedniego podwozia, ale skoncentrował się na idealnym trafieniu w punkt lądowania.

Kapitan wykazał się kunsztem pilotażu i perfekcyjnie posadził swój uszkodzony samolot. Dziób opadł na "stołek" i po kilku podskokach znieruchomiał. - Patrząc na to z perspektywy i oglądając nagrania, najciekawsze jest to, że podczas mojego lądowania nie było nikogo na pokładzie - powiedział Mahoney. Cała obsługa pokładowa, zazwyczaj kręcąca się przy swoich zadaniach, pochowała się w oczekiwaniu na awaryjne lądowanie.

Pilot wspomina również, że dopiero po wylądowaniu zorientował się, jak bardzo się trzęsie. Po znieruchomieniu samolotu na pokładzie musiał przez chwilę myśleć jak wykonać rutynowy proces wyłączenia silnika i pozostałych systemów maszyny.

Nagranie z jego wyczynu opublikowano trzy tygodnie później, pod koniec czerwca.

Autor: mk//gak / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: USMC