Władze francuskie badają próbki substancji pobranych w Syrii przez dziennikarzy dziennika "Le Monde". Mogą one być śladami broni chemicznej stosowanej przez wojska rządowe przeciwko rebeliantom - ujawniły w poniedziałek wieczorem anonimowe źródła rządowe.
Według tych źródeł, laboratoria wywiadu francuskiego analizowały już inne próbki pobrane w Syrii, które wskazują na możliwość stosowania gazów bojowych. Wyniki mają być opublikowane za kilka dni.
Informacja mediów
Dziennik "Le Monde" poinformował w swym wydaniu internetowym, że jeden z jego fotoreporterów doznał zaburzeń wzroku i miał przez cztery dni trudności z oddychaniem, po tym jak obserwował walki w jednej z dzielnic Damaszku. Reżim prezydenta Baszara el-Asada i rebelianci oskarżają się nawzajem o stosowanie broni chemicznej zakazanej przez prawo międzynarodowe. Do Syrii mieli się udać eksperci ONZ w celu zbadania sytuacji na miejscu, ale nieporozumienia dyplomatyczne i obawy o ich bezpieczeństwo spowodowały, że ich misja jeszcze się nie rozpoczęła. Jeden z dziennikarzy "Le Monde" i towarzyszący mu fotoreporter, którzy towarzyszyli rebeliantom, mówili że widzieli ataki z użyciem broni chemicznej.
Zasadnicza zmiana
Według anonimowego funkcjonariusza rządu francuskiego, sekretarz stanu USA John Kerry, rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow i minister spraw zagranicznych Francji Laurent Fabius, którzy spotkali się w nocy z poniedziałku na wtorek w Paryżu, byli zgodni co do tego, że ewentualne użycie broni chemicznej zmieniłoby zasadniczo sytuację. - Jeżeli mielibyśmy wystarczająco dużo elementów wskazujących, że broń chemiczna została użyta, musielibyśmy wraz z naszymi partnerami podjąć decyzję zbadania możliwych konsekwencji - powiedział wspomniany funkcjonariusz.
Autor: mn\mtom / Źródło: reuters, pap