Amerykańska Straż Przybrzeżna zawiesza akcję poszukiwania załogi kontenerowca El Faro - informują media w USA. Kontenerowiec zatonął sześć dni temu w rejonie Bahamów. Na pokładzie znajdowało się pięciu Polaków.
CNN i "Wall Street Journal" podają, powołując się na relacje bliskich członków załogi, że akcja poszukiwawcza zostanie zakończona w środę wieczorem.
W środę "New York Times" napisał o o zastrzeżeniach do stanu technicznego i standardów bezpieczeństwa 40-letniej jednostki.
Dwóch marynarzy, którzy niedawno służyli na "El Faro", powiedziało "NYT", że statek miewał problemy związane z bezpieczeństwem. Wskazali m.in. na wadliwe urządzenia do opuszczania łodzi ratunkowych oraz na problem zbyt łatwego wypełniania się wodą pomieszczeń na statku, gdy padał deszcz.
- Czułem się niebezpieczne - powiedział Kurt Bruer, który pracował na kontenerowcu jako kwatermistrz, wskazując na problemy z żurawikami do opuszczania łodzi ratunkowych. - Widziałem na własne oczy, że żurawiki nie działają prawidłowo - dodał, wyjaśniając, że podnoszenie czy opuszczanie łodzi, które nie powinno zajmować więcej niż 5 minut, na El Faro trwało 30 minut.
Ponadto Bruer powiedział, że 46 kombinezonów ratunkowych trzymano w jednym, osobnym pomieszczeniu. Tymczasem na innych statkach marynarze mają w zwyczaju trzymać swoje kombinezony we własnych kajutach. Bruer, jak sprecyzował "NYT", zakończył współpracę z El Faro po kłótni z jednym z przełożonych i pracuje obecnie na innym statku. Na problemy dotyczące bezpieczeństwa kontenerowca skarżył się też kucharz Michael Henry, który spędził na jego pokładzie w tym roku 92 dni. Jego kajuta wypełniała się wodą, gdy padał deszcz. - I miało to miejsce, gdy byliśmy w porcie. Bardzo mnie to przeraziło - powiedział. Zaznaczył, że złożył skargę w tej sprawie kapitanowi.
"NYT" pisze, że przedstawiciele firmy Tote Maritime Puerto Rico, właściciela El Faro, odmówili odpowiedzi na temat tych konkretnych zarzutów. W komunikacie opublikowanym w poniedziałek zapewnili jednak, że statek przeszedł wszystkie coroczne przeglądy, był dobrze utrzymany i nie miał wcześniej awarii silnika.
Wypłynął mimo ostrzeżeń
Statek wypłynął z portu Jacksonville na Florydzie 29 września mimo ostrzeżeń meteorologów, że Joaquin - dotychczas jedynie burza tropikalna - przybiera na sile i przekształca się w huragan. El Faro stracił komunikację ze Strażą Przybrzeżną w czwartek rano, po zgłoszeniu, że nabrał wody, a silniki straciły moc.
We wtorek do Jacksonville dotarli przedstawiciele amerykańskiego Krajowego Zarządu ds. Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), by zbadać okoliczności tragedii. Tote Maritime Puerto Rico zapewnił, że będzie w pełni pracować ze śledczymi. Śledczy, jak pisze "NYT", mają zbadać silnik statku, a także ocenić decyzję o wyborze trasy, biorąc pod uwagę warunki meteorologiczne. Według "NYT" właściciel "El Faro" zapowiedział, że zatrudni niezależną firmę, by też dokonała oceny technicznego stanu statku. Ma ona być podana do publicznej wiadomości.
Polacy na pokładzie
Na pokładzie kontenerowca była 28-osobowa amerykańska załoga i pięciu Polaków. Poszukiwania nie przyniosły dotychczas żadnych rezultatów. Ostatnia znana pozycja statku to rejon w pobliżu Crooked Island w archipelagu Wysp Bahama. Szalał tam wówczas bardzo niebezpieczny huragan Joaquin, a jednostka o długości 240 metrów była obciążona kontenerami i samochodami. Do tej pory przeszukano obszar o powierzchni 160 574 mil morskich kwadratowych. W akcję poszukiwawczą zaangażowano cztery samoloty C-130 sił powietrznych USA, dwa helikoptery straży przybrzeżnej i sześć jednostek pływających. Ambasada RP w Waszyngtonie - na podstawie wiadomości uzyskanych od armatora oraz służb amerykańskich - potwierdziła, że na pokładzie El Faro znajdowało się pięciu obywateli polskich. Zapewniono, że placówka jest w stałym kontakcie ze Strażą Przybrzeżną i armatorem, a także rodzinami zaginionych Polaków. Poinformowano też, że przedstawiciele armatora organizują w Jacksonville spotkania z rodzinami poszukiwanych członków załogi, na które zaproszono też rodziny polskich obywateli.
Autor: mtom / Źródło: PAP, Reuters