Na platformie wiertniczej zakotwiczonej na Zatoce Meksykańskiej doszło w czwartek do eksplozji, która zapoczątkowała pożar. W wodzie na pewien czas znalazło się 13 pracowników, z których jeden został ranny. Wszystkich uratowano. Płomienie ugaszono po około siedmiu godzinach. Nie doszło do wycieku ropy z odwiertu.
Uszkodzona konstrukcja jest położona 130 km od wybrzeży Luizjany. Według informacji US Coast Guard (USCG), na platformie w momencie eksplozji nie wydobywano ani nie przetwarzano ropy.
- Nic nie wskazuje na to, aby doszło do wycieku. Ciągle monitorujemy sytuację, aby mieć pewność, że to się nie zmieni - powiedział kapitan Peter Troedsson z USCG.
Nic groźnego
- Przedstawiciele właściciela platformy, firmy Marine Energy, poinformowali nas, że palił się skład łatwopalnych materiałów. Dopływ ropy z dna jest odcięty - oświadczył gubernator Luizjany Bobby Jindal. Według operatora platformy, w momencie wybuchu pożaru prowadzono na niej prace konserwatorskie.
Wszystkich 13 pracowników, którzy uciekli przed płomieniami do wodzy uratowała jednostka obsługująca platformy wiertnicze. Jednego rannego pracownika na brzeg zabrał śmigłowiec USCG.
Według informacji innego oficera USCG, Caseya Ranela, do eksplozji doszło około godziny 9 rano czasu lokalnego.
Historia się powtarza?
Pod koniec kwietnia na odległej o 90 kilometrów platformie "Deepwater Horizon" pracującej dla koncernu BP, doszło do eksplozji i pożaru. Uszkodzona konstrukcja zatonęła, a z odwiertu do Zatoki Meksykańskiej wydostało się około 700 milionów litrów ropy, powodując największą katastrofę ekologiczną w dziejach USA.
Źródło: PAP, Reuters, BBC