Co najmniej dziesięć osób zostało rannych w niedzielę w wyniku wybuchu bomby, do którego doszło na przystanku autobusowym w centrum stolicy Tajlandii. Ładunek eksplodował wkrótce po zakończeniu wyborów uzupełniających do parlamentu.
Wśród rannych jest dziewięciu Tajlandczyków i jedna Birmanka - poinformowała lokalna policja. Ładunek ukryty był w pojemniku na śmieci.
Przedstawiciel policji nie chciał jednak powiedzieć czy wybuch jest związany z trwającymi politycznymi niepokojami w kraju po demonstracjach, które paraliżowały przez wiele tygodni stolicę Tajlandii.
Gorące wybory
W głosowaniu, w którym wybierano przedstawiciela Bangkoku w parlamencie, zmierzyli się kandydat rządu i uwięziony lider niedawnych protestów.
Wybory uważane są za test siły ruchu tzw. Czerwonych Koszul. Jego członkowie i zwolennicy protestowali w centrum Bangkoku od marca do maja, domagając się rozwiązania parlamentu i rozpisania wyborów powszechnych. Ostatecznie demonstrantów rozpędzono używając siły.
Według wstępnych nieoficjalnych danych w głosowaniu zwyciężył reprezentant rządu, który zebrał 54 proc. głosów i pokonał lidera Czerwonych Koszul, przebywającego w więzieniu od maja po zarzutem podżegania do aktów przemocy. W wyniku antyrządowych protestów zginęło w Tajlandii od marca co najmniej 88 osób, a prawie dwa tysiące zostało rannych.
Źródło: PAP