Śmierć byłego prezydenta Ro Mu Hiuna wstrząsnęła jego zwolennikami w Korei Południowej. W piątek dziesiątki tysięcy ludzi wyszły na ulice Seulu, by oddać ostatni hołd politykowi.
Chociaż na uroczystość pożegnalną wpuszczono jedynie rodzinę Ro Mu Hiuna i państwowych dygnitarzy, zwolennicy byłego prezydenta zebrali się sami na stołecznych placach. Przystrojeni w żółć, polityczne barwy prezydenta, towarzyszyli mu w ostatniej drodze.
Koreańczycy płakali, powiewali flagami, żółtymi balonami, a także transparentami: "Przepraszamy, że nie mogliśmy cię ochronić".
Zwolennicy 62-letniego Ro Mu Hiuna obwiniają bowiem obecny rząd za jego samobójstwo. W ostatnim czasie południowokoreańska prokuratura wszczęła bowiem śledztwo przeciwko Ro, zarzucając mu przyjęcie łapówki w wysokości ponad 6 mln dolarów.
Zwolennicy nie wierzą w winę Ro
Były prezydent, mimo kłopotów cieszący się olbrzymią popularnością w kraju, kategorycznie zaprzeczał zarzutom. W końcu jednak targnął się na swoje życie. Zmarł w rezultacie obrażeń, jakich doznał spadając ze zbocza góry podczas wycieczki w towarzystwie współpracownika.
"Reszta mojego życia byłaby tylko obciążaniem dla innych", napisał Ro w liście pożegnalnym.
Jego zwolennicy uważają jednak, że władze zaszczuły byłego prezydenta, zmuszając go do samobójstwa.
Źródło: reuters, pap