Dowódca separatystów przyznaje: w chwili zestrzelenia MH17 mieliśmy system Buk

Dowódca separatystów przyznaje: w chwili zestrzelenia MH17 mieliśmy system Buk
Dowódca separatystów przyznaje: w chwili zestrzelenia MH17 mieliśmy system Buk
Reuters TV/TVN24
Rakieta rosyjskiego systemu Buk bez problemu trafiłaby w malezyjski samolotReuters TV/TVN24

Jeden z liderów prorosyjskich separatystów na Ukrainie Aleksander Chodakowski w wywiadzie dla agencji Reutera nieoczekiwanie potwierdził, że jego "żołnierze" byli w posiadaniu rosyjskich systemów obrony przeciwrakietowej Buk. Dowódca batalionu "Wostok" dodał też, że system mógł przybyć z Rosji, a potem do niej powrócić, by "zatrzeć ślady" jego obecności na Ukrainie. Kilka godzin później agencja RIA Novosti podała, że Chodakowski zaprzecza, by kiedykolwiek wypowiedział takie słowa.

Stwierdzenia Chodakowskiego to pierwsze tego typu wypowiedzi wysoko postawionego separatysty walczącego z Kijowem w obwodzie donieckim i ługańskim na wschodzie Ukrainy.

Najpierw się chwalili, potem zaczęli zaprzeczać

W okresie wielomiesięcznych walk przed zestrzeleniem malezyjskiego boeinga w czwartek 17 czerwca, separatyści wielokrotnie przechwalali się posiadaną bronią i bardzo chętnie potwierdzali zestrzelenia ukraińskich samolotów wojskowych nad Donbasem. Tak było m.in. na początku lipca, gdy z systemu antyrakietowego, jaki zdaniem Kijowa przybył na Ukrainę z Rosji, strącono transporter An-26 z ośmioma ukraińskimi pilotami na pokładzie. Do zestrzelenia doszło 6,5 km nad ziemią, a zdaniem Ukraińców separatyści bez pomocy Rosji nie potrafiliby zdobyć sprzętu o takim zasięgu.

Tymczasem od 17 lipca - dnia katastrofy boeinga Malaysia Airlines z 298 osobami na pokładzie - separatyści twierdzili niezmiennie, że nie mogli zestrzelić samolotu lecącego 10 km nad ziemią, bo takiego sprzętu nie posiadają.

Dowódca "Wostoku" przyznaje: separatyści mieli system Buk

Nieoczekiwanie o tym, że tak zaawansowana broń znajdowała się w ich rękach powiedział jednak w wywiadzie z agencją Reutera opublikowanym w środę, Chodakowski - dowódca batalionu "Wostok" wchodzącego w skład "armii" samozwańczej, separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej.

- Wiedziałem, że jeden Buk przyjechał (do Doniecka) z Ługańska. O tym, że przybędzie pod flagą Ługańskiej Republiki Ludowej dowiedziałem się prawie w tym samym momencie, w którym dowiedziałem się o zestrzeleniu samolotu pasażerskiego. Sądzę, że go odesłali, prawdopodobnie dlatego, by zatrzeć ślady o jego pobycie tutaj - powiedział Chodakowski, odnosząc się do wydarzeń z 17 lipca.

Dalej stwierdził jednak, że zestrzelenia samolotu winni są Ukraińcy. - Oni wiedzieli zawczasu, że ochotnicy (separatyści - red.) dysponują tą technologią dzięki Rosji, ale nie tylko nie zadbali o bezpieczeństwo w regionie, ale też sprowokowali użycie systemu przeciwko cywilom spokojnie przelatującym w samolocie - powiedział.

Kijów "zrobił wszystko, by samolot został zestrzelony"

- Oni wiedzieli, że ten Buk istnieje i że zmierza w kierunku Snieżnoje (miejscowości oddalonej o 10 km od miejsca katastrofy - red.). Wiedzieli, że zostanie tam ulokowany i sprowokowali jego użycie dokonując ostrzału celu, który nie był im potrzebny, którego ich samoloty nie tknęły od tygodnia - wyjaśniał dalej dowódca batalionu "Wostok".

- Tamtego dnia (17 lipca - red.) prowadzili intensywne naloty i otworzyli też ogień dokładnie w momencie, w którym nad nimi przelatywał cywilny samolot. Nawet jeśli ten Buk został użyty to Ukraina zrobiła wszystko, by mieć pewność, że cywilny samolot zostanie zestrzelony - zakończył Chodakowski.

Kilka godzin później agencja RIA Novosti poinformowała, że Chodakowski twierdzi, że niczego takiego nie powiedział.

Nakazywał ukrycie czarnych skrzynek?

Aleksander Chodakowski to jedna z głównych postaci wśród walczących z Kijowem separatystów. Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) opublikowały 20 lipca nagrania rozmów, w których uczestniczy m.in. on. Chodakowski rozmawiający z podwładnymi po zestrzeleniu boeinga, według tych nagrań kieruje działaniami osób badających miejsce katastrofy i chce zabezpieczenia czarnych skrzynek lotu MH17.

„Kto ma czarne skrzynki?” – pyta Chodakowski jednego z rozmówców (niezidentyfikowanego), który nie wie, gdzie znajdują się rejestratory lotu zestrzelonego boeinga 777. „Dowiedz się, jak najszybciej. Pilnie! Moskwa interesuje się, gdzie są te skrzynki. (…) Powinny się one znaleźć pod naszą kontrolą. Wykonaj to zadanie, dobrze?” – mówi dowódca.

Drugim rozmówcą Chodakowskiego jest Andrij, pracownik tzw. Ministerstwa Nadzwyczajnych Sytuacji (MNS) Donieckiej Republiki Ludowej. „Mam do was prośbę. To nie jest moja prośba. Nasi towarzysze z góry bardzo interesują się losem czarnych skrzynek. Mam na myśli Moskwę” – oświadcza Chodakowski.

„Są tam dwie sztuki (czarne skrzynki) u Chmurego, naczelnika wywiadu Striełka (przywódcy prorosyjskich separatystów Igora Striełkowa). Zróbcie wszystko, przy współpracy z MNS, żeby wszystko, co znajdziecie, nie wpadło to w obce ręce” – rozkazuje.

"Przypadkowe" zestrzelenie. USA bierze stronę Kijowa

We wtorek autentyczność tych i kilku innych nagrań podsłuchanych przez Kijów potwierdził Waszyngton. Amerykański wywiad zaznaczył, że jest to jeden z dowodów na to, że separatyści korzystają ze stałego, bezpośredniego zaplecza wojskowego, jakim dysponuje rosyjska armia, i że malezyjski boeing 777 został zestrzelony "albo przez separatystów, albo przez Rosjan". Źródło wywiadowcze cytowane we wtorek przez agencję Reutera dodało, że "wszystko wskazuje na to". że zestrzelenie samolotu, na pokładzie którego zginęło 298 osób "było przypadkowe".

Autor: adso,kg/kka / Źródło: Reuters, RIA Novosti

Tagi:
Raporty: