Dopłaty do ziemniaków, raty kredytów rosną jak na drożdżach

Aktualizacja:
Węgry pod rządami Orbana
Węgry pod rządami Orbana
TVN24
Węgry pod rządami OrbanaTVN24

Wielogodzinne kolejki po ziemniaki dotowane przez radę dzielnicy, dwa razy wyższe raty za kredyty hipoteczne i 25 proc. VAT - tak dziś wyglądają Węgry. Od ponad roku rządzi tam premier Viktor Orbán, który zmienił na własny użytek konstytucję i wydał wojnę bankom, korporacjom i spekulantom walutowym. Mimo kontrowersyjnych decyzji wciąż cieszy się poparciem niemal 2/3 społeczeństwa. Jego sukces chciałby powtórzyć Jarosław Kaczyński.

Polska "Węgro-mania" zaczęła się od wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego w wieczór przegranych wyborów. - Jestem głęboko przekonany, że przyjdzie taki dzień, kiedy będziemy mieli w Warszawie Budapeszt – mówił wtedy lider Prawa i Sprawiedliwości. O co tak naprawdę chodziło prezesowi PiS?

Oni tak przebudowali konstytucję, przebudowali ustawy, że zmiana rządu będzie bardzo skomplikowana, raczej niemożliwa – mówi dziennikarz prawicowego „Magyar Nemzet” Gabor Stier. Gabor Stier, dziennikarz "Magyar Nemzet"

Zaczęło się w 2006 roku, gdy do mediów wyciekły słowa, jakie na zamkniętym spotkaniu partii wypowiedział lewicowy premier Ferenc Gyurcsány. Otwarcie przyznał, że przez ostatnie lata jego partia kłamała "rano, wieczorem i w nocy". - Weźcie głęboki oddech, napijcie się tego je***ego wina. Wyśpijcie się i bierzcie się k**wa do roboty – mówił do swoich partyjnych kolegów.

László Kovács, ówczesny minister spraw zagranicznych: - Nie było mnie tam wtedy, bo byłem w Brukseli, ale koledzy opowiadali, że premierowi puściły nerwy. Chciał zmotywować członków partii, przekonać, że potrzebne są od zaraz bardzo radykalne zmiany. I wygłosił wtedy tą przemowę, która wyciekła do mediów.

Szczerość Gyurcsány'ego w rozmowie z partyjnymi dygnitarzami wywołała wściekłość, na ulice wyszły tłumy, które zdewastowały Budapeszt.

Mimo tego, znienawidzony przez Węgrów premier nie ustąpił przez kolejne lata.

Come back

Węgierska Partia Socjalistyczna oddała władzę dopiero w kwietniu 2010 roku. Na fotel premiera wrócił wtedy Viktor Orbán, który pełnił tę funkcję do 2002 roku. Potem przez osiem długich lat był w opozycji.

To była wyjątkowa sytuacja - na prawicową Fides głosowali nie tylko ludzie o konserwatywnych poglądach. To było wielkie narodowe poruszenie na fali gigantycznego rozczarowania skompromitowaną lewicą. Fides zdobył 263 mandaty, podczas gdy druga partia – socjaliści wprowadzili do parlamentu tylko 59 posłów.

Nieszablonowe rozwiązania

Z taką większością Orbán zaczął przebudowywać kraj. Przez ostanie kilkanaście miesięcy rząd przyjął ponad 180 ustaw. M.in. wprowadzono podatek liniowy i dodatkowe podatki kryzysowe, które dotknęły głównie branżę telekomunikacyjną, energetyczną oraz banki. W kraju, gdzie co dziesiąty obywatel zadłużony jest w walutach obcych, ustalono stały kurs franka dla kredytów hipotecznych (obecnie jest on ok. 30 proc. niższy niż bankowy – różnicę trzeba będzie spłacić w przyszłości w ratach), podrożały chipsy i słodycze, bo rząd stwierdził, że trzeba zachęcać rodaków do zdrowego trybu życia, a przy okazji można podreperować budżet. W górę poszedł też VAT – z 18 na 25 proc. Ostatnio mówi się o podwyższeniu stawki do rekordowych 27 proc.

Węgry niespodziewanie zaczęły udzielać nietypowych, nieortodoksyjnych odpowiedzi na wiele pytań, które dzisiaj zadaje sobie cały świat. To budzi wiele dyskusji, ale jesteśmy przekonani, że to dobre decyzje, które pomogą nam przełamać myślenie wyłącznie życzeniowe Zoltan Kovács, minister ds. komunikacji

Ale na rząd spadła też fala krytyki – m.in. za wspomniany wcześniej podatek bankowy i kryzysowy, ustawę medialną, która według zdaniem wielu ogranicza wolność słowa, czy zmiany w konstytucji.

Ogromne raty i kolejki po ziemniaki

Węgry zostały bardzo mocno dotknięte przez kryzys. Forint poważnie stracił na wartości, a zadłużenie kraju przekracza 80 proc. PKB. To jeden z najgorszych wyników w regionie.

Jak w tych warunkach, pod rządami Orbána żyje się zwykłym ludziom? - W tym ostatnim czasie musimy dużo oszczędzać, mocno zaciskać pasa. Często pod koniec miesiąca brakuje nam pieniędzy – mówi Judith Zambó, której czteroosobowa rodzina boryka się z dwoma kredytami zaciągniętymi we frankach – na mieszkanie i na motor. Rata za mieszkanie wzrosła prawie o połowę, za motor dwukrotnie.

Ze wzrostem cen próbują radzić sobie zwykli ludzie, ale często musi pomagać im państwo. Jedna z dzielnic stolicy dopłaca do kilograma ziemniaków. Dzięki wsparciu można je kupić płacąc 30 groszy zamiast 1,5 zł. Mieszkańcy w kolejkach ustawiają się o godz. 4 nad ranem. Można kupić 20 kilogramów - dzięki całej operacji oszczędzając nieco ponad 20 złotych. Takie akcje cieszą się coraz większym powodzeniem.

Mimo to rząd Orbána wciąż cieszy się ogromnym poparciem - w ostatnich miesiącach ponad połowy Węgrów.

Źródło: tvn24

Źródło zdjęcia głównego: TVN24