- Jedną z moich pierwszych myśli było: kto poprowadzi mnie do ołtarza? - wspomina pierwsze chwile po zaręczynach 33-letnia Jeni Stepien. Jej ojciec został zamordowany dziesięć lat temu. Rodzina zdecydowała się przekazać jego narządy do transplantacji. Serce uratowało życie Arthura Thomasa. I to właśnie on towarzyszył Jeni podczas ślubnej ceremonii.
Ojciec Jeni, Michael, został zamordowany dziesięć lat temu, gdy wracał z pracy do domu. Usiłujący obrabować mężczyznę 16-latek strzelił mu w głowę z bliskiej odległości. Michaela nie udało się uratować.
Rodzina zdecydowała się przekazać jego narządy do transplantacji. Organizacja, z której pomocy skorzystała, pozwala bliskim dawcy poznać tożsamość biorcy. Serce Michaela trafiło do Arthura Thomasa, który sam był blisko śmierci. Po operacji Stepieniowie utrzymywali z mężczyzną kontakt, wymieniali świąteczne kartki, składali urodzinowe życzenia. Nigdy jednak nie doszło do spotkania.
"Nie wyobrażam sobie większego zaszczytu"
Jak pisze "New York Times" wszystko zmieniło się, gdy córka Michaela, Jen, zaręczyła się. - Jedną z moich pierwszych myśli było: kto poprowadzi mnie do ołtarza? - wspomina. - Myślałam: mój Boże, byłoby tak cudownie mieć przy sobie choć część taty - opowiada.
Narzeczony zasugerował, by napisała do Thomasa i poprosiła, aby to on poprowadził ją do ołtarza. Mężczyzna zgodził się, choć ostrzegł, że nie wie, czy poradzi sobie z opanowaniem emocji.
Ceremonia odbyła się w piątek w tym samym kościele w Swissvale w Pensylwani, w którym ślub brali rodzice Jeni.
Thomas opowiadał, że nie mógłby sobie wyobrazić większego zaszczytu niż poprowadzenie do ołtarza córki mężczyzny, który uratował mu życie.
- Jestem bardzo wdzięczna, że mój tato mógł tu być nie tylko duchem, ale też choć w części fizycznie - mówiła wzruszona Jeni. - To było dla nas naprawdę wyjątkowe - dodała.
Autor: kg / Źródło: New York Times
Źródło zdjęcia głównego: ENEX