W 1939 roku 16-letni Neville Croucher jadący rowerem został ostrzelany przez niemiecki myśliwiec. Uniknął obrażeń, ale poprzysiągł zemstę. Dopiął swego i został pilotem myśliwca Hurricane. Jednak zawsze chciał polecieć nowocześniejszym samolotem Spitfire, legendą lotnictwa. Czekał na ten moment 75 lat i gdy już zasiadł w kokpicie, nie mógł uwierzyć w swoje szczęście.
- Naprawdę nie wierzyłem, że to może się stać. Dalej nie mogę uwierzyć. Przecież ja jestem nikim. Zupełnie tego nie rozumiem, wszyscy są tacy mili - mówił 91-letni weteran RAF chwilę po tym jak dowiedział się, że wreszcie zasiądzie w wymarzonym samolocie i wzbije się w niebo.
Niespełnione marzenie
Croucher miał do pokonania długą drogę. W wieku 16 lat był pomocnikiem piekarza w miejscowości Preston. Pewnego dnia pod koniec 1939 roku niemiecka bomba spadła na budynek, obok którego przejeżdżał rowerem. Wybuch rzucił go na ziemię i rozrzucił po okolicy wiezione przez niego worki z mąką. - Pomyślałem wtedy: "dorwę was" i zdecydowałem, że chcę być pilotem - dodał. Od początku chciał latać Spitfire'ami.
Próbował natychmiast się zaciągnąć, ale był za młody. Udało mu się to dopiero w 1941 roku, kiedy największe zagrożenie dla Wielkiej Brytanii ze strony Luftwaffe przeminęło. Trafił do szkoły pilotów w Kanadzie, gdzie przeszkolono go na starszym typie myśliwca Hurricane. Croucher wrócił do Wielkiej Brytanii po kilku miesiącach i do końca wojny miał szczęście, lub nieszczęście, służyć w dywizjonach broniących wybrzeży Szkocji przed możliwymi intruzami z Norwegii. Była to monotonna i mało ekscytująca służba. A także mniej groźna niż walka z doborowymi jednostkami Luftwaffe nad Francją.
Croucher zawsze chciał przesiąść się na nowocześniejszy, legendarny myśliwiec Spitfire, który często widywał, bo piloci - wraz z maszynami - przysyłani byli do Szkocji na odpoczynek. Do końca wojny nie było mu to jednak dane. Ciągle służył w mniej priorytetowych jednostkach obrony wybrzeża, które latały na starszych Hurricane. Po wojnie odszedł z RAF i został bibliotekarzem.
Spełnienie po latach
Po wojnie wielokrotnie wspominał o swoim marzeniu polecenia Spitfire'em. Nigdy nie miał jednak okazji, aż do tej niedzieli. 91-latek został zabrany przez znajomych i rodzinę na lotnisko Headcorn, gdzie odbywały się pokazy z udziałem między innymi jego wyśnionych myśliwców. Był przekonany, że będzie tylko oglądał samoloty z ziemi. Na miejscu oznajmiono mu jednak, że firma Aero Legends dysponująca odrestaurowanym myśliwcami chce go zabrać na "przejażdżkę".
- Czy to naprawdę możliwe? Bardzo bym tego chciał. To by było fantastyczne - nie mógł uwierzyć weteran. Chwilę później 91-latek był już prowadzony do tylnej kabiny zmodyfikowanego dwumiejscowego myśliwca. Za sterami zasiadł Dave Ratcliffe, który zabrał weterana na trwającą kilkadziesiąt minut "przejażdżkę". Zafundował mu między innymi lekkie akrobacje oraz oddał na chwilę kontrolę nad maszyną.
- To było fantastyczne. Jak cofnąć się w czasie o 40 lat. To była olbrzymia radość - stwierdził po wylądowaniu starszy pan.
Autor: mk//rzw / Źródło: BBC News, kentonline.co.uk, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: aerolegends.co.uk