Przepadł bez śladu blisko 100 lat temu, a razem z nim 32-osobowa załoga. Przez dekady los amerykańskiego statku SS Cotopaxi pozostawał tajemnicą. Teraz naukowcy twierdzą, że udało im się rozwikłać zagadkę.
Masowiec SS Cotopaxi został zbudowany w 1918 roku. W swój ostatni rejs wypłynął 29 listopada 1925 z portu w Charleston w Karolinie Południowej i skierował się do kubańskiej Hawany, dokąd miał dostarczyć ładunek węgla. Nigdy nie dopłynął do celu.
Dwa dni po rozpoczęciu rejsu załoga nadała komunikat SOS, informując, że statek doznał przechyłu podczas burzy tropikalnej i nabiera wody. Po tej wiadomości kontakt z jednostką się urwał. 31 grudnia Cotopaxi uznano oficjalnie za zaginiony. Na statku znajdowało się 32 marynarzy z kapitanem W.J. Meyerem na czele. Przepadli bez wieści, a historia trafiła na pierwsze strony gazet, stając się jednym z największych sekretów tak zwanego Trójkąta Bermudzkiego.
Los statku przez blisko 100 lat pozostawał tajemnicą. Aż do teraz. Grupa naukowców twierdzi bowiem, że udało jej się zlokalizować zaginiony masowiec.
Przełom w poszukiwaniach
Historia statku zafascynowała biologa i poszukiwacza podwodnych skarbów Michaela Barnette'a. Amerykanin potrzebował jednak wsparcia. Poprosił więc brytyjskiego historyka Guy’a Waltersa o pomoc w namierzeniu miejsca, w którym mogło dojść do zatonięcia SS Cotopaxi. Brytyjczyk przeanalizował dokumenty dotyczące statku, znajdujące się archiwach firmy Lloyd’s of London - pośrednika ubezpieczeniowego jednostki. Odkrył, że 1 grudnia 1925 roku - krótko przed zniknięciem - statek wysłał sygnał SOS, podając swoją aktualną pozycję. Wiadomość odebrano w Jacksonville na Florydzie, skąd - jak się okazało - udało się namierzyć jednostkę. Miała znajdować się 35 mil morskich (ok. 65 km) na wschód od wybrzeża Saint Augustine w północno-wschodniej Florydzie. W tym samym miejscu, prawie 35 lat temu znaleziono niezidentyfikowany do tej pory wrak, który nazwano "Wrakiem Niedźwiedzia".
Uzbrojony w nowe informacje, Barnette udał się na Florydę ze swoim partnerem, by raz jeszcze zbadać jednostkę leżącą na dnie w pobliżu Saint Augustine. Podczas operacji, w której użyto podwodnego drona, nie udało się znaleźć dowodów, które jednoznacznie potwierdzałyby, że wrak to SS Cotopaxi. Barnette nie zamierzał jednak odpuścić. Razem z innym nurkiem, który badał ten obszar od lat 80., ponownie zeszli pod wodę. Tym razem pośród rozrzuconych po dnie Atlantyku szczątków statku znaleźli przedmioty, które mogły okazać się pomocne w rozwikłaniu zagadki.
Aby zebrać więcej dowodów na potwierdzenie swoich podejrzeń, Barnette zwrócił się o wsparcie do muzeum morskiego św. Augustyna na Florydzie. Dzięki pomocy archeologów i dalszym badaniom udało się potwierdzić, że "Wrak Niedźwiedzia" to tak naprawdę zaginiony prawie 100 lat temu SS Cotopaxi.
Sensacyjnemu odkryciu poświęcony ma być pierwszy odcinek nowego serialu Science Channel zatytułowanego "Shipwreck Secrets", czyli "Tajemnice wraków".
Tajemniczy Trójkąt
Tak zwany Trójkąt Bermudzki to obszar Atlantyku, którego wierzchołkami są wyspy Bermudy, Puerto Rico i południowy kraniec Florydy. Pojęcie Trójkąta pojawiło się po raz pierwszy w latach 50. za sprawą publicysty Edwarda Van Winkle Jonesa, który napisał wtedy artykuł o licznych zaginięciach statków i samolotów w tym regionie. Jednak informacje o niezwykłych zjawiskach, występujących w okolicach Florydy, pojawiały się już nawet w 1492 roku. Krzysztof Kolumb twierdził, że zaobserwował w tym regionie dziwne światła i odczyty kompasu.
W zatonięciu SS Cotopaxi nie ma jednak niczego nadprzyrodzonego. Zgodnie z teorią Barnett’a do zatonięcia statku przyczyniły się dwa czynniki: nagły sztorm oraz fakt, że jednostka opuściła port nieprzygotowana na trudne warunki pogodowe. Badania wykazały bowiem, że drewniane pokrywy luków ładowni jednostki były w złym stanie, co spowodowało, że woda podczas sztormu z łatwością dostała się pod pokład. W takiej sytuacji, statek nie miał szans w starciu z żywiołem.
Źródło: Discovery, USA Today
Źródło zdjęcia głównego: Google Maps