Są na świecie miejsca, gdzie życie kota warte jest znacznie więcej, niż ludzkie. Jak donosi serwis France24, w Bangladeszu władze bardzo restrykcyjnie chronią tygrysy. Statystyki mówią same za siebie - w ostatnim roku drapieżniki zabiły około 30 osób, zaś z rąk ludzkich, w tym czasie, zginęły trzy tygrysy bengalskie.
Tygrysów bengalskich żyje już tylko garstka. Zoolodzy szacują ich populację na około 440 sztuk. Dlatego władze Bangladeszu prowadzą twardą politykę ochrony tych dzikich kotów.
"Wzywajcie strażników"
I za nic mają, że biedni mieszkańcy Bangladeszu, nękanego przez gwałtowne cyklony, coraz częściej szukają jedzenia i wody pitnej w lasach. W lasach, czyli tam, gdzie żyją tygrysy. I narażają się na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Bowiem zgodnie z prawem, w przypadku ataku drapieżnika, władze zalecają wezwanie leśnika zaopatrzonego w paralizator. Aby udało mu się uratować człowieka, tygrys musiałby sobie uciąć drzemkę, bo przedarcie się przez las może zająć strażnikowi nawet 12 godzin.
Bilans strat po obu stronach jest tragiczny. W 2009 tygrysy zabiły ok. 30 osób. Przez ludzi zginęły w tym czasie trzy tygrysy spośród niewielkiej populacji.
Źródło: france24.com
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu