16 osób, głównie mnichów buddyjskich, aresztowano w maju w Chinach pod zarzutem przeprowadzenia trzech zamachów bombowych w Tybecie - podały w czwartek chińskie władze.
Oficjalna chińska agencja Xinhua nie wyjaśniła, dlaczego tak długo zwlekano z podaniem informacji, ani czy ktokolwiek ucierpiał w zamachach. Wiadomo tylko, że do zamachów miało dojść w kwietniu w prefekturze Changdu.
"Aresztowania podkopały arogancję sił niepodległościowych w Tybecie i w końcu zaprowadziły społeczny spokój w regionie" - ogłosiła w patetycznym tonie agencja.
Doniesień nie mogą potwierdzić niezależne źródła, bo chińskie władze nie wydają zagranicznym mediom zezwoleń na wjazd do Tybetu, zaś sama Xinhua wielokrotnie udowadniała, że jeśli chodzi o Tybet, jest propagandową tubą władz w Pekinie.
Co więcej, jedną z podstawowych zasad moralnych w buddyzmie jest ahimsa - zasada niekrzywdzenia żadnych żywych istot, która wyklucza celową przemoc. W wyjątkowych przypadkach, na przykład podczas wojny wietnamskiej, dochodziło do aktów samospalenia, by zaprotestować przeciwko przemocy czy prześladowaniom.
Marcowe wystąpienia w Lhasie
10 marca w Lhasie, stolicy Tybetu, w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom, mnisi buddyjscy zorganizowali pokojowe marsze. W kolejnych dniach przerodziły się one w największe od 20 lat antychińskie demonstracje, obejmujące także zamieszkane przez Tybetańczyków regiony poza granicami Tybetu.
Tybetańskie władze na uchodźstwie twierdzą, że w starciach zginęło około 150 ludzi. Pekin utrzymuje, że liczba ofiar śmiertelnych nie przekroczyła 20.
Źródło: RMF FM, tvn24.pl