Miliony chińskich obywateli zostały uznane za niewiarygodne, konsekwencje to na przykład pozbawienie dostępu do usług finansowych lub uniemożliwienie podróżowania - wynika z rządowego raportu, cytowanego przez hongkoński dziennik "South China Morning Post". To jedne z pierwszych danych na temat skutków uruchamianego w Chinach i budzącego wielkie kontrowersje Systemu Wiarygodności Społecznej (SCS).
Każdy człowiek lub firma w Chinach objęta SCS jest oceniany przez pryzmat swoich działań: tego, co kupuje i jak wywiązuje się ze zobowiązań finansowych, tego co ogląda w telewizji lub pisze w internecie, a także gdzie bywa i jak oceniany jest przez innych obywateli. Na tej podstawie otrzymuje lub traci punkty i trafia do dostępnego publicznie wirtualnego rankingu.
"Niewiarygodne" miliony
Osoby posiadające odpowiednio wysoki wynik mogą korzystać np. z lepszych warunków w dostępie do usług finansowych lub z ograniczonych formalności w urzędach, podczas gdy osoby z niskim wynikiem są karane, a część ich praw może zostać odebrana.
Ten system kar i nagród ma monitorować społeczeństwo i mobilizować ludzi do życia zgodnego z oczekiwaniami władz, zwanego przez nie "wiarygodnością społeczną".
We wtorek hongkoński dziennik "South China Morning Post" opisał jedne z pierwszych znanych wyników funkcjonowania pilotażu tego systemu. Gazeta cytuje doroczny raport chińskiego Narodowego Centrum Informacji na temat Wiarygodności Publicznej, instytucji podlegającej głównej chińskiej agencji planowania gospodarczego (Narodowej Komisji Rozwoju i Reform).
Jak podsumowano w dokumencie, władze zgromadziły bazę ponad 14,2 mln przypadków "niewiarygodnych zachowań" osób prywatnych i przedsiębiorstw. Wymieniono wśród nich m.in. oszukiwanie klientów, niespłacanie długów, posiadanie nieudokumentowanych przychodów, publikowanie wprowadzających w błąd reklam, a także "niecywilizowane zachowania", takie jak zajmowanie zarezerwowanych przez innych miejsc w pociągach czy sprawianie problemów podczas pobytu w szpitalu.
"Czarne listy" osób i firm
Z powodu dopuszczania się takich przewinień na czarnych listach podmiotów o niskim "wyniku" znalazło się w 2018 roku ponad 3,59 mln chińskich przedsiębiorstw oraz prawie 17,5 mln osób.
Przedsiębiorstwa z takiej listy liczyć się muszą z ograniczeniami w dostępie do systemu finansowego czy zakazem startowania w części przetargów, brania udziału w aukcjach nieruchomości oraz nabywania obligacji korporacyjnych.
"SCMP" informuje, że na liście znalazły się m.in. producent produktów medycznych Quanjian Group i producent szczepionek Changsheng Bio-Technology. Obie firmy były, zdaniem gazety, zamieszane w ostatnich miesiącach w głośne skandale dotyczące bezpieczeństwa świadczonych przez siebie usług.
Niepełny raport?
Osoby prywatne z czarnej listy ukarano m.in. pozbawieniem możliwości kupienia biletów lotniczych, a prawie 5,5 mln osób - również biletów na kolej wysokich prędkości. Inne szykany to zakaz kupowania niektórych ubezpieczeń, usług i nieruchomości. Osoby te muszą również liczyć się z faktem, że czarne listy są publicznie dostępne. To jedna z podstaw SCS.
W raporcie, według artykułu, stwierdzono, że łącznie 3,5 mln "niewiarygodnych" osób i firm spłaciło w 2018 roku swoje długi lub zaległości podatkowe w rezultacie presji, jaką wywierał na nie SCS.
Raport nie precyzuje, ile milionów osób i firm w Chinach w sumie zostało już objętych systemem, bez wątpienia są to jednak co najmniej dziesiątki milionów, wiele z nich - dobrowolnie. Docelowo system ma być obowiązkowy dla wszystkich Chińczyków - 1,4 miliarda osób.
W artykule "SCMP" nie napisano nic o nagrodach dla tych, którzy osiągnęli dobry wynik "wiarygodności", ani o tym, w których regionach Chin mieszka najwięcej osób objętych SCS. Kwestia ta może być o tyle istotna, że - na podstawie wcześniejszych informacji - w dużych miastach takich jak Szanghaj czy Shenzen wiele osób dołączało do systemu dobrowolnie, podczas gdy w biedniejszych regionach, zwłaszcza Sinciangu, ludzie mogą być przymusowo nim obejmowani.
System totalnej inwigilacji
System Wiarygodności Społecznej (SCS) został zapowiedziany przez chińskie władze w 2014 roku, a jego ukończenie zaplanowano na rok 2020.
Stało się o nim głośno w 2017 roku, gdy światło dzienne ujrzały pierwsze informacje o milionach ochotników, którzy zgodzili się na poddanie ocenianiu przez władze za swoje działania. Choć chętnych nie brakowało, SCS spotkał się wówczas również z szeroką krytyką.
Problem polega przede wszystkim na tym, że to niedemokratyczna chińska władza będzie autorytarnie decydowała, co obywatelowi podnosi, a co obniża ocenę.
W ten sposób będzie ona mogła kształtować ludzkie życie i upolityczniać kolejne jego sfery. Można sobie wyobrazić sytuację, w której obywatel zyskuje punkty za zerwanie kontaktów ze swoim krytycznym wobec władzy przyjacielem, w zamian zapisując się na wspólne zajęcia sportowe z członkami lokalnych organów partii komunistycznej.
Krytyki od początku nie kryli również aktywiści broniący praw człowieka. Wskazywali na to, że arbitralny system punktacji i karania prowadzić będzie do łamania praw części obywateli. SCS będzie przy tym, zdaniem niektórych, niesprawiedliwy, ponieważ nie bierze pod uwagę indywidualnych okoliczności czy motywacji decyzji podejmowanych przez ocenianych.
Nic nie wiadomo również na temat systemu odwoławczego od przydzielanej punktacji, co uniemożliwia obronę np. w przypadku bezpodstawnych donosów ze strony innych obywateli.
Zastrzeżenia zgłaszają prawnicy, którzy zauważają, że SCS narusza przynależne każdemu prawo do prywatności. - Wielu ludzi nie może spłacić swoich długów, ponieważ są zbyt biedni. Ale staną się obiektem kontroli i publicznego napiętnowania - zauważył niewymieniony z nazwiska adwokat, cytowany przez "SCMP".
Autor: mm/ja / Źródło: South China Morning Post, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock