Tysiące mnichów, mimo zakazu władz, ponownie wyszło na ulice Rangunu wznosząc okrzyki: "demokracja, demokracja". Junta, mimo gróźb, na razie nie użyła siły. Dyplomaci spekulują, że wojskowi boją się reakcji Chine, ale te zapewniają: -Nie będziemy interweniować.
W oficjalnych środkach przekazu władze ostrzegły mnichów, by nie mieszali się w politykę i że nie dali się manipulować obcym mediom. Pomimo ostrzeżenia, birmańscy mnisi znów wyszli na ulice.
Wczesnym rankiem pojawiły się głosy, że protesty mogą być stłumione przy pomocy wojska, jednak póki co nie ma informacji o żadnych incydentach.
Około 10 tys. mnichów maszeruje właśnie centrum Rangunu. Jak donoszą świadkowie, ludzie na ulicach biją im brawo, podają wodę do picia. - Ludzie się nie boją - mówi jeden ze świadków.
Chiny: nie będziemy ingerować
Tymczasem Chiny oficjalnie powiedziały, że w sprawie Birmy kierować się będą zasadą nieingerencji w jej wewnętrzne sprawy. Jest to o tyle ważne, że to właśnie obawa przed reakcją Chin sprawiła, że protesty mnichów nie zostały stłumione przez juntę.
- Chiny zawsze kierowały się polityką nieingerencji. Jako kraj sąsiadujący z Birmą, Chiny mają nadzieję na stabilizację i rozwój gospodarczy Myanmaru - powiedział wiceszef departamentu spraw zagranicznych chińskiej partii komunistycznej Zhang Zhijun.
Dyplomaci zdradzają, że rozlew krwi i niepokoje w Rangunie zaszkodziłyby chińskim interesom w Birmie i dlatego, mimo oficjalnej deklaracji Chiny wywierają nacisk na juntę, by pokojowo zażegnała spór. Domagają się, by władze zaczęły spełniać stopniowo postulaty protestujących.
Pekin obawia się także, że krew przelana w Rangunie znalazłaby się na rękach Chińczyków, są oni bowiem podstawowym dostawcą pomocy dla junty. A to miałoby niekorzystny wpływ na ich wizerunek przed przyszłoroczną olimpiadą w Pekinie.
Czy 300 tys. wystarczy?
Protesty zaczęły się, gdy w sierpniu junta podniosła ceny podstawowych artykułów: ceny gazu wzrosły pięciokrotnie, oleju opałowego dwukrotnie a benzyny o 67 proc.. Zainicjowali je mnisi buddysjcy. Jest ich w Birmie ponad 300 tys. i często odgrywają zasadniczą rolę w zmianach dokonywanych w kraju.
Od 1988 roku w Birmie rządzi junta wojskowa, która przejęła władzę w wyniku zamachu stanu. Zginęło wtedy ponad 3000 osób.
Źródło: PAP