Były minister spraw wewnętrznych Ukrainy Jurij Łucenko pozostanie w areszcie śledczym. Sąd w Kijowie odrzucił zażalenie opozycyjnego polityka na jego zatrzymanie 26 grudnia. Ministrowi zarzuca się nadużycia podczas sprawowania urzędu. Łucenko twierdzi, że aresztowanie ma podtekst polityczny i jest elementem zwalczania opozycji przez ekipę prezydenta Wiktora Janukowycza.
Łucenko, będąc szefem MSW, przyznał swemu kierowcy dodatek emerytalny w wysokości 40 tys. hrywien (ok. 15 tys. złotych). Byłemu ministrowi grozi za to do ośmiu lat więzienia.
- Podstaw dla zmiany decyzji sądu pierwszej instancji nie ma - oświadczył w środę sędzia sądu apelacyjnego Ołeksandr Bec, uzasadniając pozostawienie Łucenki w areszcie. Decyzję o aresztowaniu polityka podjął 27 grudnia sąd rejonowy w Kijowie. Uznał on, że Łucenko musi pozostać pod strażą ze względu na wagę postawionych mu zarzutów oraz dlatego, że "nie stawiał się na rozmowy ze śledczymi", by zapoznać się z aktami w swojej sprawie. - To nieprawda. Przychodziłem do śledczego codziennie i czytałem po ok. 150 stron materiałów - oświadczył były minister.
Kłopoty byłego gabinetu
Rozprawę sądową obserwowała rodzina Łucenki oraz opozycyjni deputowani Rady Najwyższej (parlamentu) Ukrainy. Na sali sądowej była także Julia Tymoszenko, była premier Ukrainy, w rządzie której Łucenko pracował. Ona również nie wyklucza, że może zostać aresztowana w związku z przedstawionymi jej w grudniu zarzutami o niecelowe wykorzystanie ok. 300 mln dolarów, uzyskanych w 2009 roku ze sprzedaży przez Ukrainę kwot emisyjnych dwutlenku węgla.
Komentatorzy ukraińscy wątpią w taki scenariusz, tłumacząc, iż zatrzymanie Tymoszenko uczyniłoby ją bardziej popularną i zaszkodziłoby wizerunkowi władz. Eksperci przypuszczają jednak, że Tymoszenko może otrzymać wyrok w zawieszeniu, co spowoduje, że jako osoba karana utraci prawo kandydowania w przyszłych wyborach parlamentarnych i prezydenckich.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: wikipedia.org