Do Buczy pod Kijowem zaczynają wracać jej mieszkańcy. - Ludzie po tragicznych doświadczeniach próbują jakoś dochodzić do siebie - mówił reporterowi TVN24 miejscowy duchowny. We własnym domu nie może jednak mieszkać Tatiana Ustymenko, której syn zginął w wyniku rosyjskiego ostrzału. - Nie mieszkamy już tutaj. Nie byliśmy w stanie - przyznała.
Rosyjska agresja na Ukrainę trwa 154. dzień. Reporter TVN24 Artur Molęda jest w podkijowskiej Buczy, do której zaczynają wracać jej mieszkańcy. To jedno z miejsc, w których od pierwszych dni zbrojnej inwazji toczyły się szczególnie ciężkie walki z rosyjskimi wojskami próbującymi zdobyć ukraińską stolicę. Po wycofaniu rosyjskich wojsk w miejscowości ukraińscy żołnierze odkryli masowy grób i dziesiątki ciał cywilów leżących na ulicach. Wielu polityków na Zachodzie oceniło, że w Buczy doszło do ludobójstwa.
"Nie mieszkamy już tutaj. Nie byliśmy w stanie"
- Jadąc tutaj z Kijowa zastanawiałem się, czy w ogóle można wrócić do normalności po tak ogromnej traumie psychicznej - mówił reporter TVN24, Artur Molęda. Rozmawiał z Tatianą Ustymenko, która od kilku lat mieszkała w Buczy, gdzie wybudowała dom. Mieszkała tam ze swoim mężem i synem. - Jak wyjaśnił Molęda, 26-letni syn jako wolontariusz pomagał między innymi zwierzętom po wybuchu wojny. Zginął w rosyjskim ostrzale. - Jechał autem ze znajomymi i Rosjanie otworzyli do niego ogień przed samą bramą jego domu - mówił reporter TVN24.
- Nie mieszkamy już tutaj. Nie byliśmy w stanie, wyprowadziliśmy się. Przyjeżdżamy tylko, kiedy nasz starszy syn przyjeżdża do Kijowa, żeby nas odwiedzić. On teraz mieszka w Mikołajowie. Tam też jest niebezpiecznie. Bardzo się o niego boimy, bo Mikołajów jest cały czas ostrzeliwany - powiedziała Ustymenko.
- W tym domu, gdzie mieszkaliśmy z synem, nie jestem w stanie nic zrobić. Tylko wspominam go. Pamiętam, jak rano budziłam go na śniadanie, jak wracał z pracy. Gdy teraz wchodzę do jego pokoju, czuję jego zapach i nikogo tam nie wpuszczam, by ten zapach został na zawsze - mówiła.
Reporter TVN24 mówił, że wiele osób wraca do Buczy. Był na nowo wybudowanym osiedlu, które ma ślady rosyjskiego ostrzału. - O tym, że Bucza wraca w miarę do normalności mogą świadczyć dwa ostatnie bloki, które nie zostały praktycznie naruszone przez Rosjan. Jest napis, że biuro sprzedaży jest otwarte - poinformował.
Duchowny z Buczy: ludzie cały czas jeszcze przeżywają to, co się zdarzyło
O tym, jak wyobraża sobie powrót do normalności, Molęda rozmawiał z lokalnym duchownym. - Nie nastąpił jeszcze moment, abyśmy mogli odetchnąć, aby nastąpiła ulga, aby był czas na refleksję. Ludzie po tragicznych doświadczeniach próbują jakoś dochodzić do siebie - powiedział.
- Na przykład mój znajomy, który był więziony w piwnicy, gdzie był torturowany, udało mu się uciec, do tej pory opłakuje te wydarzenia. Płacze też ze względu na to, że został z niczym. Jego dom został zrównany z ziemią. Nie pozostały po jego rodzinie żadne pamiątki. Został sam. I właśnie chodzi o to, że ludzie cały czas jeszcze przeżywają to, co się zdarzyło. Nie wiemy, kiedy będzie można odetchnąć - dodał.
Radna Buczy Mychajłyna Skoryk-Szkariwska mówiła, że powrót ludzi, którzy wyjechali z Buczy bądź poza granice kraju, "to jest największe nasze wyzwanie i zadanie dla nas jako władz lokalnych, bo wojna cały czas trwa".
- Dzisiaj też mieliśmy alarm w Buczy, zamykaliśmy radę, schodziliśmy do schronu. Nie wiadomo, jaka będzie sytuacja na froncie i kiedy się zmieni, czy nie będzie powtórnej próby ataku na Kijów - powiedziała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24