Ogłoszono listę nazwisk zaginionych pasażerów z Brazylii, a francuscy eksperci sądowi rozpoczęli pobieranie próbek DNA od krewnych zaginionych. To te dwa kraje muszą liczyć się z największą liczbą ofiar w niewyjaśnionej wciąż katastrofie samolotu Air France. W Brazylii od środy obowiązuje trzydniowa żałoba narodowa.
Ekspertów medycyny sądowej widziano wychodzących z paryskiego hotelu, w którym przebywają rodziny części pasażerów. Krewni pasażerów z Brazylii, zgromadzeni w hotelu Windsor Barra w Rio de Janeiro skarżyli się, że media publikowały nowe informacje nie oglądając się na ich cierpienie. O losie swoich bliskich dowiadywali się nie od urzędników ani pracowników linii lotniczych, ale za pośrednictwem internetu czy telewizji.
Na pokładzie lotu 447 było 61 Francuzów, 58 Brazylijczyków, 26 Niemców, 9 Chińczyków, Włochów, 2 Polaków i ponad 20 osób innych narodowości.
Brazylijska rekonstrukcja
Brazylijskie media, powołując się na źródła w Air France, opublikowały prawdopodobną rekonstrukcję zdarzeń katastrofy Airbusa A330 linii Air France. Władze francuskie i brazylijskie na razie milczą na ten temat. Zdaniem brazylijskiego ministra obrony, plamy paliwa na oceanie świadczą, że na pokładzie samolotu nie doszło do pożaru ani wybuchu.
Według dziennikarzy, pilot Airbusa o godz. 23.00 czasu lokalnego (godz. 4.00 czasu polskiego) poinformował, że przelatuje przez burzowe chmury, którym towarzyszyły gwałtowne porywy wiatru i błyskawice.
Dziesięć minut później samolot wysłał serię automatycznych sygnałów o wyłączeniu autopilota i przełączeniu się systemu naprowadzania na zapasowe zasilanie oraz o uszkodzeniu przyrządów potrzebnych do ustabilizowania samolotu. Włączył się też alarm. W ciągu kolejnych trzech minut samolot wysyłał sygnały o uszkodzeniu kolejnych urządzeń.
Ostatni sygnał, wysłany o godz. 23.14, informował o utracie ciśnienia i usterkach elektrycznych. Zdaniem brazylijskich mediów mogło to oznaczać nagłą dekompresję, albo że samolot już spadał.
Był alarm bombowy. Fałszywy
Tego samego dnia linie Air France potwierdziły, że cztery dni przed zniknięciem Airbusa A330 otrzymały anonimowy telefon ostrzegający, że na pokładzie samolotu, który miał wylecieć z Buenos Aires 27 maja, jest bomba.
Rzecznik linii powiedział, że samolot został sprawdzony i na jego pokładzie nie znaleziono żadnych materiałów wybuchowych. Maszyna wystartowała z półtoragodzinnym opóźnieniem. Jego zdaniem takie alarmy zdarzają się stosunkowo często.
"Wybuchu nie było"
Obecność plam oleju na powierzchni oceanu może oznaczać, że na pokładzie samolotu nie doszło do wybuchu lub pożaru - oświadczył w środę na konferencji prasowej minister obrony Brazylii Nelson Jobim. Wcześniej Jobim wykluczył możliwość zamachu terrorystycznego jako przyczyny katastrofy. Francuski minister obrony Herve Morin i Pentagon potwierdzili, że nie znaleziono żadnych śladów działań terrorystycznych.
Jednak zdaniem specjalistów ds. lotnictwa rozproszenie fragmentów samolotu, które odnaleziono w środę, może świadczyć o tym, że samolot rozpadł się w powietrzu.
Źródło: PAP