Sprawców śmiertelnego pobicia nie ma. Na ławie oskarżonych siedzą dziennikarka i lekarz

Źródło:
PAP, Radio Swoboda, TUT.by
Tłum ludzi przed salą rozpraw, gdzie ruszył proces w sprawie Ramana Bandarenki
Tłum ludzi przed salą rozpraw, gdzie ruszył proces w sprawie Ramana Bandarenki TUT.by
wideo 2/4
Tłum ludzi przed salą rozpraw, gdzie ruszył proces w sprawie Ramana Bandarenki TUT.by

W Mińsku ruszył proces w sprawie pobicia Ramana Bandarenki. Na ławie oskarżonych nie ma jednak sprawców. Oskarżonymi są dziennikarka niezależnego portalu, która napisała o tej głośnej sprawie i lekarz, który ujawnił wyniki badań krwi poszkodowanego.

Proces rozpoczął się o godzinie 10 (8 czasu polskiego) przed sądem dzielnicy moskiewskiej w Mińsku. Na salę rozpraw wpuszczono bliskich krewnych oskarżonych, przedstawicieli państwowych mediów i dyplomatów, łącznie około 40 osób. Wejście jest strzeżone przez ludzi w cywilnych ubraniach. Arciom Sarokin i Kaciaryna Barysiewicz zostali przywiezieni do sądu na dziesięć minut przed rozprawą, eskortowano ich w kajdankach - przekazała białoruska sekcja Radio Swoboda.

Kaciaryna BarysiewiczTUT.by

Niezależny portal TUT.by poinformował, że dziennikarze krytycznych wobec władz mediów nie zostali akredytowani.

Dziennikarka TUT.by Kaciaryna Barysiewicz i lekarz anestezjolog Arciom Sarokin są oskarżeni o ujawnienie tajemnicy lekarskiej.

Obojgu grozi do trzech lat więzienia. Prokuratura zarzuciła im ujawnienie tajemnicy lekarskiej, co miało pociągnąć za sobą "wzrost społecznego napięcia i tworzenie atmosfery braku zaufania do organów państwowych".

Od śmierci Bandarenki minęły trzy miesiące. Prokuratura wszczęła postępowanie karne

Kolejka przed salą rozpraw, gdzie ruszył proces w sprawie Ramana Bandarenki TUT.by

OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO

Chodzi o artykuł Barysiewicz z 13 listopada 2020 roku, który ukazał się na łamach portalu TUT.by. "Lekarz szpitala pogotowia ratunkowego: We krwi Bandarenki było zero promili" - ta informacja trafiła do mediów już wcześniej, a dziennikarka tylko ją potwierdziła. Ponadto na publikację informacji zgodziła się matka Ramana Bandarenki.

Oskarżenie będzie argumentować, że publikując taki materiał, Barysiewicz podsycała społeczne protesty, które wybuchły w listopadzie po pobiciu Bandarenki przez "nieznanych zamaskowanych sprawców". Białorusini ponownie wyszli wtedy na ulicę, zszokowani zabójstwem mężczyzny.

Miejsce, gdzie został pobity Raman Bandarenka TUT.by

Ujawnili kłamstwa władz

Raman Bandarenka zmarł wieczorem 12 listopada 2020 roku w szpitalu w Mińsku na skutek doznanych ciężkich obrażeń. Wcześniej na podwórku, zwanym potocznie placem Przemian, został zaatakowany, najprawdopodobniej przez funkcjonariuszy w cywilu, którzy obcinali wiszące na ogrodzeniu biało-czerwono-białe wstążki, będące symbolem oporu przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki.

Po pobiciu sprawcy zabrali Bandarenkę do mikrobusu. Potem miał trafić na komisariat, a kilka godzin później do szpitala w stanie krytycznym, z ciężkimi obrażeniami. Sarokin, który jest anestezjologiem, uczestniczył w operacji mężczyzny.

Uczestnicy protestu na placu Przemian TUT.by

Przedstawiciele organów ścigania oraz Alaksandr Łukaszenka twierdzili później, że na podwórku doszło do "sąsiedzkiej awantury", a Bandarenka był pijany. Barysiewicz i Sarokin ujawnili kłamstwo władz, w tym osobiście prezydenta. Część ekspertów nie ma wątpliwości, że to właśnie dlatego postawiono im tak poważne zarzuty.

W czwartek w Mińsku zapadł wyrok skazujący na dwa lata więzienia dwie dziennikarki Biełsatu Kaciarynę Andrejewą i Darię Czulcową. Tamto postępowanie również miało związek ze śmiercią Bandarenki – reporterki zostały skazane za relację online z poświęconego mu wiecu pamięci na placu Przemian.

Autorka/Autor:tas/kab

Źródło: PAP, Radio Swoboda, TUT.by

Źródło zdjęcia głównego: TUT.by

Tagi:
Raporty: