Białoruś już głosuje. Sposób na dosypanie głosów, czy przysługa dla obywateli?


Rozpoczęło się przedterminowe głosowanie w wyborach do niższej izby parlamentu Białorusi, Izby Reprezentantów. Potrwa od wtorku przez 5 dni. Według Centralnej Komisji Wyborczej ułatwia ono oddanie głosu wyborcom, według obserwatorów stwarza pole do nadużyć.

Na Białorusi nie można głosować poza miejscem zameldowania; wyjątkiem jest pobyt za granicą. Prawo zezwala jednak na oddawanie głosu w swoim okręgu przez pięć dni poprzedzających zasadniczy dzień wyborów, czyli 23 września. Lokale wyborcze w głosowaniu przedterminowym będą otwarte w godzinach 10-14, a następnie 16-19 (9-13 i 15-18 czasu polskiego).

Głosy za

- To bardzo dobre rozwiązanie, gdyż zwiększa ono możliwości skorzystania z prawa wyborczego każdego obywatela - powiedział PAP sekretarz CKW Mikałaj Łazawik, który uważa, że głosowanie przedterminowe jest szczególnie potrzebne w miastach, gdzie duża część ludności jest mobilna, a wielu studentów i młodych pracowników wyjeżdża na weekendy. Jak podkreślił w rozmowie z PAP prorządowy politolog Wadzim Hihin, głosowanie przedterminowe to praktyka istniejąca także w innych państwach, w tym w Stanach Zjednoczonych, a poza tym na Białorusi nie ma głosowania elektronicznego, które ułatwia udział w wyborach na Zachodzie.

Głosy przeciw Jednak według obserwatorów i obrońców praw człowieka głosowanie przedterminowe jest polem do nadużyć wyborczych, gdyż wielu obywateli przymusza się do udziału w nim, a wyniki głosowania łatwo sfałszować. Koordynator kampanii "O sprawiedliwe wybory" Siarhiej Kaliakin zaapelował w związku z tym, by w nim nie uczestniczyć. - Takie kategorie obywateli jak studenci, mieszkańcy hoteli pracowniczych, wojskowi i inni są często zmuszani do głosowania przedterminowego. Jest to naruszenie ich konstytucyjnych praw, bo udział w wyborach powinien być dobrowolną decyzją - powiedział PAP Walancin Stefanowicz z Centrum Praw Człowieka "Wiasna".

Sposób na frekwencję?

Jak wyjaśnił, władzom zależy na podniesieniu frekwencji, gdyż wybory w pierwszej turze są ważne tylko wtedy, gdy weźmie w nich udział co najmniej 50 proc. uprawnionych. - Tymczasem zainteresowanie wyborami parlamentarnymi jest na Białorusi bardzo niewielkie i myślę, że w dużych miastach będzie bardzo trudno zagwarantować frekwencję - mówi. Poza tym według niego procedury ochrony urn w punktach wyborczych w czasie głosowania przedterminowego są takie, że praktycznie nie sposób ich obserwować. - Nie mamy zaufania do pracowników milicji, którzy zostają tam na noc w celach ochrony porządku publicznego. Były informacje, że milicjanci podmieniali głosy w urnach - mówi.

Cuda nad urną Kaliakin mówił po wyborach prezydenckich 2010 r., że w lokalach, gdzie przeliczano głosy z dwóch osobnych urn, w tej z przedterminowego głosowania na Alaksandra Łukaszenkę padło prawie dwa razy więcej głosów: 77-90 proc., podczas gdy urnach z zasadniczego dnia głosowania było to 35-45 proc. Hihin twierdzi jednak: - Moim zdaniem przy skutecznej i intensywnej działalności obserwatorów jakichś poważnych naruszeń w głosowaniu przedterminowym nie powinno być. Łazawik zapewnia zaś, że aby nie było podejrzeń, iż między godzinami otwarcia lokali wyborczych głosy zostaną dorzucone, otwór urny między głosowaniami będzie zaklejany papierem z podpisem przewodniczącego i jednego z członków komisji.

Kandydatów ubyło

Do głosowania uprawnionych jest nieco ponad 7 mln wyborców. Mają oni wyłonić 110 deputowanych spośród 294 kandydatów.

Jeszcze w zeszłym tygodniu kandydatów było 360, ale w sobotę swoich przedstawicieli wycofały dwie największe partie opozycyjne - Partia Białoruski Front Narodowy oraz Zjednoczona Partia Obywatelska. Obie uzasadniły ten krok niewłączeniem ich przedstawicieli do komisji wyborczych oraz istnieniem więźniów politycznych w kraju. Nazwiska wycofanych kandydatów zostały wykreślone z list wyborczych. Z szeregów opozycji pozostali na nich obecnie jedynie przedstawiciele lewicowej partii Sprawiedliwy Świat, Białoruskiej Partii Socjaldemokratycznej (Hramada) oraz ruchu "Mów Prawdę!" - w sumie około 60 osób. Tym sposobem w kilkunastu okręgach pozostał tylko jeden kandydat, a wyborcy będą mogli głosować tylko "za" lub "przeciw" niemu. W poprzednich wyborach do Izby Reprezentantów w 2008 r. startowało 279 kandydatów. Opozycję reprezentowało 70, ale żaden z nich nie dostał się do parlamentu. Podczas ostatnich wyborów - prezydenckich z 2010 r. - w głosowaniu przedterminowym wzięło udział 23,1 proc. uprawnionych.

Autor: mtom\k / Źródło: PAP

Raporty: