Niemcy konsekwentnie sprzeciwiają się umieszczeniu we wschodnich krajach NATO stałych baz. Zasłaniają się przy tym aktem założycielskim Rady NATO - Rosja z 1997 roku, w którym to dokumencie Sojusz zadeklarował, że nie będzie na stałe rozmieszczać znaczących sił bojowych w swoich nowych krajach członkowskich.
Coraz więcej przywódców państw NATO kwestionuje jednak ważność umowy wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę. W czwartek, podczas rozmowy z prezydentem USA Barackiem Obamą, ważność tego porozumienia z Rosją w obecnej sytuacji zakwestionował choćby prezydent Estonii Toomas Hendrik Ilves.
Także z Warszawy płyną sygnały, że umowę należy co najmniej zmienić. Szef polskiego MON Tomasz Siemoniak przypomniał na przykład, że umowa NATO - Rosja z 1997 roku, stanowiąca fundament wzajemnych relacji, pochodzi jeszcze sprzed wejścia Polski do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
CZYTAJ WIĘCEJ O KONTROWERSJACH WOKÓŁ DOKUMENTU
Tak, ale
Niemniej Berlin pozostaje niewzruszony. W wywiadzie dla telewizji ZDF minister obrony Niemiec Ursula von der Leyen zaznaczyła, że w kwestii umowy Niemcy mają zdanie odmienne niż Estonia i kilka innych krajów. - To prawda, że Rosja złamała ten akt założycielski - przyznała minister.
Wyjaśniła jednak, że z punktu widzenia Berlina "chodzi o zasady, które sami sobie jako wspólnota narodów narzuciliśmy". Jej zdaniem NATO powinno obecnie zademonstrować nie tylko "jedność i determinację, ale także spokój". Wspólne zasady bezpieczeństwa są dla nas ważne; nie powinniśmy z nich ot, tak rezygnować - zauważyła.- Nie możemy burzyć tego, co zbudowaliśmy przez ostatnie 25-30 lat. Musimy myśleć o czasie po prezydencie Putinie - dodała minister obrony Niemiec.
Szczyt NATO w Newport
Szczyt NATO w Newport
Autor: mtom / Źródło: PAP