Tajny oddział australijskich sił specjalnych od ponad roku nielegalnie działa w Afryce, gromadząc informacje na temat organizacji terrorystycznych - twierdzi australijski dziennik "Sydney Morning Herald". Członkowie czwartego szwadronu SAS mieli śledzić i szukać słabych punktów terrorystów między innymi w Zimbabwe, Nigerii i Kenii. Padła również propozycja wysłania ich do Libii podczas toczącej się tam wojny domowej.
Tajny czwarty szwadron SAS został utworzony w 2005 roku, ale do dzisiaj australijski rząd nie potwierdził oficjalnie jego istnienia. Początkowo komandosi mieli za zadanie towarzyszyć w niebezpiecznych regionach pracownikom ASIS, czyli australijskiej agencji wywiadowczej, której oficerowie mogą nosić broń jedynie do obrony koniecznej.
Oczy Australii w Afryce
Jednak, jak twierdzi "SMH", na przełomie 2010 i 2011 roku minister obrony Stephen Smith zmienił przeznaczenie jednostki i wysłał ją na misję śledzenia potencjalnie niebezpiecznych organizacji terrorystycznych w Afryce. Członkowie SAS mają między innymi zawczasu przygotowywać operacje odbijania zakładników, rozpoznawać teren na wypadek podjęcia decyzji o interwencji zbrojnej w danym kraju, czy sprawdzać jakość kontroli afrykańskich granic.
Szczegóły ich zadań oraz ewentualne sukcesy są ściśle tajne i gazeta nic na ten temat nie wie.
Jednak australijski dziennik twierdzi, iż podczas trwania wojny domowej w Libii padła propozycja rozszerzenia zadania szwadronu czwartego. Szef MSZ Kevin Rudd miał poprosić wojsko o wysłanie członków oddziału do kraju Muammara Kaddafiego celem wsparcia opozycji i misji NATO. Jednak wojsko i ministerstwo obrony miało zdecydowanie odrzucić taką propozycję.
Niebezpieczne misje
Jak podkreśla "SMH", komandosi prowadzą swoje działania na terenie krajów, z którymi Australia nie pozostaje w stanie wojny i od których nie uzyskano zgody na ich pobyt. Na dodatek członkowie SAS poruszają się w ubraniach cywilnych, są więc de facto nielegalnymi szpiegami-dywersantami. - Mają podobne umiejętności i zadania jak ASIS, ale nie przysługuje im taka sama ochrona prawna - powiedział anonimowy informator gazety.
Jeden z żołnierzy miał zapytać przełożonych "Co się stanie, jeśli nas złapią?". Odpowiedzią na to miało być zaopatrzenie żołnierzy w fałszywe australijskie paszporty i wydanie zgody na ewentualne wyparcie się przynależności do SAS. Według "SMH", nie mogą tego robić żadni inni pracownicy ministerstwa obrony wykonujący normalne misje.
Źródło: smh.com.au
Źródło zdjęcia głównego: defence.gov.au