- Usłyszałem wybuch, a potem przewróciła mnie fala uderzeniowa. Zbiorniki na gaz latały w powietrzu, kilkadziesiąt metrów nad ziemią - mówi jeden ze świadków eksplozji w zakładzie produkcji gazu na Florydzie. W serii potężnych wybuchów, do których doszło w nocy z poniedziałku na wtorek, rannych zostało siedem osób.
Do wybuchu doszło późnym wieczorem w poniedziałek w gazowni około 60 km od Orlando na Florydzie.
Przez blisko godzinę po kolei eksplodowały zbiorniki w punkcie wymiany butli z propanem-butanem. Później doszło do gigantycznego pożaru. Wybuch był tak silny, że wstrząsnął budynkami położonymi 10-15 km od fabryki. - To było jak trzęsienie ziemi - relacjonowali mieszkańcy.
Na terenie gazowni znajdowało się 53 tys. różnych zbiorników na gaz. - Widzieliśmy, jak latają w powietrzu, co najmniej kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt metrów w górze- relacjonował jeden ze świadków eksplozji, John Bodgen. Okoliczni mieszkańcy nagrali też moment wybuchu i umieścili filmiki w sieci. Jeden z nich, który opublikował nagranie w serwisie Instagram, podpisał wideo "Apokaliptyczny pożar fabryki propanu z drugiego brzegu jeziora".
Seria gwałtownych wybuchów
Na terenie zakładu na nocnej zmianie pracowało około 25 osób. Siedem z nich zostało rannych, a 15 początkowo uznano za zaginione. Wszystkich robotników udało się jednak zlokalizować. Wszyscy bezpiecznie schronili się na terenie zakładu, uciekając natychmiast po zauważeniu płomieni.
Ogień miał się pojawić w jednej z hal zakładów, której dach został zerwany po serii eksplozji w środku. - To brzmiało jak bombardowanie - powiedziała jedna z okolicznych mieszkanek, Norma Haygood.
Płonącą fabrykę we florydzkim mieście Tavares otoczono początkowo szeroką na 1,5 km strefą ewakuacyjną, którą później zmniejszono do około 750 metrów. Nikt z okolicznych mieszkańców nie został poszkodowany.
Zakłady, w których doszło do wypadku, zajmują się produkcją propanu i napełnianiem nim butli gazowych.
Autor: mk/iga/jk / Źródło: CNN, Fox News, BBC News