- Nie wiem, czy ktoś je wysadził, czy też je wiatr przewrócił - powiedział Mustafa Dżemilew, przywódca Tatarów krymskich, komentując sprawę przerwania dostaw prądu na okupowany przez Rosję Krym po zniszczeniu przez nieznanych sprawców słupów energetycznych w obwodzie chersońskim. Dżemilew zapowiedział, że Tatarzy krymscy nie zgadzają się na wznowienie dostaw, a Ukraina musi przyzwyczajać się do zerwania wszystkich więzów z Rosją.
Dwa słupy energetyczne w obwodzie chersońskim zostały wysadzone w nocy z soboty na niedzielę. Rosyjskie ministerstwo ds. sytuacji nadzwyczajnych ogłosiło na Krymie stan wyjątkowy do czasu pełnego przywrócenia dostaw energii elektrycznej. Ogółem na Krym dostarczano prąd czterema trakcjami. Dwie pierwsze zostały uszkodzone – także przez nieznanych sprawców - jeszcze w piątek.
Od września Tatarzy krymscy prowadzą żywnościową blokadę Krymu, nie przepuszczając ciężarówek z żywnością przez granicę administracyjną z półwyspem, domagali się też wstrzymania handlu energią elektryczną z Rosją.
Podziękowania w ciemnościach
- Dzwonią do mnie ludzie z Krymu. Siedzą w ciemnościach, ale mówią: dziękujemy, że wy tam, na Ukrainie, przynajmniej coś zaczęliście robić - powiedział Mustafa Dżemilew, przywódca Tatarów krymskich, który dzień po wysadzeniu słupów energetycznych udzielił wywiadu portalowi "Lewyj Bereg". - Nasi aktywiści nadal pilnują, by do uszkodzonych słupów sieci energetycznej nikt nie podchodził, stoją w pobliżu linii przesyłowych. Akcją blokady półwyspu dowodzą Tatarzy krymscy - powiedział Dżemilew.
- Obecnie w mediach mówi się, że cała sytuacja związana z blokadą Krymu to wymysł centralnej władzy ukraińskiej, która otwarcie nie może odciąć półwyspu od dostaw energii elektrycznej, dlatego wyłączyła światło rękami Tatarów krymskich. Ale to nie do końca prawda. Teraz zaktywizowali się ludzie, którzy maja interesy z Rosją. Wypowiadają banalne słowa o tym, że nie trzeba blokować Krymu, że Ukraina poniesie straty, że to źle, niby to martwią się o mieszkańców - powiedział Dżemilew.
Wiatr czy wybuch?
- Nie wiem, czy słupy energetyczne zostały wysadzone, czy też wiatr je przewrócił - dodał przywódca Tatarów krymskich, podkreślając, że popiera blokadę energetyczną półwyspu. Na pytanie, czy Ukrainę stać na całkowite wstrzymanie dostaw prądu na anektowany przez Rosję półwysep, odpowiedział: - Oczywiście, że Ukraina może sobie na to pozwolić. Dlaczego miałaby tego nie robić, skoro w kraju trwa wojna? To absurd: dlaczego mamy zapewniać okupantowi wszystko, co niezbędne? Tak nie może być w cywilizowanym państwie. Skoro okupanci zajęli nasze terytorium, to znaczy, że należy ich stamtąd wykurzyć, a nie stwarzać dogodne warunki - podkreślił Dżemilew.
Szkodliwa umowa
Skrytykował umowę, podpisaną w grudniu 2014 roku przez Ukrainę i Rosję o dostawach prądu na półwysep (kopalnie węgla kamiennego w Donbasie na wschodzie Ukrainy są w rękach separatystów z samozwańczych republik ludowych).
- Skoro Krym potrzebuje energii elektrycznej z Ukrainy, trzeba było podnieść ceny 10-, 20-krotnie. Teraz Ukraina z tytułu tej umowy ponosi straty w wysokości ok. 90 mln hrywien. A najważniejsze, że umowa została podpisana z człowiekiem, który jest przez Ukrainę ścigany za zdradę ojczyzny, z dyrektorem spółki Krymenergo Wiktorem Płakidą. Z punktu widzenia prawa ukraińskiego umowa ta została podpisana z organizacją, która nie ma racji bytu w naszym systemie prawnym. Trzeba pociągać do odpowiedzialności tych, którzy podpisują takie umowy - powiedział Mustafa Dżemilew.
Mocy wystarczy
- Na terytorium Krymu przez infrastrukturę energetyczną produkowane jest 350 megawatów energii elektrycznej. Tej mocy wystarczy, by zapewnić dostawy prądu do szkół i szpitali. Ponadto turbiny gazowe i generatory produkują prąd pięcio- lub sześciokrotnie droższy niż ten produkowany w elektrowniach. Putin ma dużo pieniędzy, niech je wydaje, skoro chciał mieć Krym - podkreślił. Dodał, że rozmawiał z prezydentem Petrem Poroszenko, z którym przedyskutował sprawę strat, jakie poniesie Ukraina w przypadku całkowitego odcięcia Krymu od ukraińskiego prądu.
- Pozycja prezydenta jest taka: całkowite zerwanie stosunków handlowych z Rosją jest nam nie na rękę. Już wstrzymali dostawy antracytu na Ukrainę, a my mamy siedem elektrowni, które mogą przez to stanąć. Ale powinniśmy byli już dawno przejść od węgla kamiennego na inne źródła energii. Teraz trzeba będzie szybko przeformatować naszą bazę dostawców - powiedział Dżemilew dodając, że w razie czego można kupować antracyt w Republice Południowej Afryki. - Będzie drożej, ale musimy stopniowo przestrajać się i zrywać wszelkie nici łączące nas z Rosją. A będą się temu sprzeciwiać wszyscy nasi oligarchowie i politycy, których biznesy opierają się na handlu z Rosją - dodał.
Kroki handlowe
Na pytanie, czy nie obawia się eskalacji działań wojennych w Donbasie w odpowiedzi na wstrzymanie dostaw prądu, Dżemilew odpowiedział: - To będzie początek końca Rosji. Wydaje mi się, że raczej zostaną podjęte kroki natury handlowej.
Mustafa Dżemilew podkreślił, że negocjacje dotyczące wznowienia dostaw energii elektrycznej na półwysep są możliwe dopiero wtedy, gdy zostaną uwolnieni więźniowie polityczni.
- Domagamy się, by w następnym kontrakcie o dostawach prądu na półwysep był nie tylko zapis o uwolnieniu uwięzionych Tatarów krymskich. Chcemy stworzenia komisji ds. porwań i zabójstw naszych rodaków, zniesienia zakazów wjazdu dla mnie i Refata Czubarowa, przewodniczącego Medżlisu tatarów krymskich, na Krym, wpuszczenia tam organizacji międzynarodowych monitorujących sytuację praw człowieka i przywrócenia praw demokratycznych, które obowiązywały na Krymie za czasów ukraińskiego kierownictwa. To są nasze warunki, inaczej nie gwarantujemy, że linie przesyłowe zostaną odbudowane. Teraz częściowo dopuścimy specjalistów specjalistów do rozminowania i przeprowadzenia prac remontowych. Jest tam jedna linia, której uszkodzenie doprowadziło też do tego, że nie ma prądu w obwodzie chersońskim na Ukrainie. Te linię pozwolimy odbudować, ponieważ na kontynencie ludzie nie powinni cierpieć. Nie przepuścimy jednak ekip remontowych, by naprawiły słupy energetyczne i linie przesyłowe, dostarczające prąd na Krym - powiedział Dżemilew.
Uzasadnione żądania
- Władze Ukrainy rozumieją, że żądania Tatarów krymskich są uzasadnione i traktują je ze zrozumieniem. Ale mówią: mamy taką sytuację, że w tych sprawach musimy się dogadywać, inaczej będziemy mieć wymierne straty. My również traktujemy to ze zrozumieniem - dodał.
Jednocześnie Mustafa Dżemilew przyznał w rozmowie z portalem "Lewyj Bereg", że "skoro jest umowa, to trzeba jej przestrzegać". Podkreślił jednak, że przy podpisaniu nowej umowy na dostawy prądu od 1 stycznia 2016 roku środowisko Tatarów krymskich będzie stawiać swoje warunki.
Na pytanie, czy aktywiści tatarscy nie pozwolą na przywrócenie dostaw prądu na Krym przed 1 stycznia, Dżemilew powiedział:
- Sądzę, że częściowo prąd będzie podawany. Nie wszystkimi czterema liniami. Zobaczymy, co się stanie. Wiele będzie zależeć od okupantów, przede wszystkim w stosunku do naszych zatrzymanych kolegów - podkreślił przywódca Tatarów krymskich.
80 proc. energii
W wyniku umyślnego zniszczenia trakcji przesyłających prąd z Ukrainy na okupowany przez Rosję Krym w miastach półwyspu odłączono w niedzielę oświetlenie uliczne, wstrzymano ruch trolejbusów oraz ograniczono dostawy wody – donoszą lokalne media.
Władze krymskie informowały wcześniej, że przełączyły szpitale i inne ważne obiekty publiczne na zasilanie awaryjne. W stolicy Krymu, Symferopolu, prąd płynący do mieszkań i domów może być odłączany nawet na dziewięć godzin w ciągu doby – powiedział szef administracji miejskiej Hennadij Bachariew, cytowany przez krymski portal "15minut".
Władze Sewastopola, który jest główną bazą rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, podjęły decyzję o zamknięciu od poniedziałku przedszkoli oraz odwołały lekcje w młodszych klasach.
Ukraina kontynentalna dostarcza na zajęty przez Rosjan Krym ok. 80 proc. potrzebnej mu energii. O przerwanie dostaw apelują do władz w Kijowie krymscy Tatarzy, którzy po aneksji półwyspu wyjechali na tzw. Ukrainę kontynentalną, a od września prowadzą żywnościową blokadę Krymu.
Wchodzący w skład Ukrainy Półwysep Krymski został zaanektowany przez Rosję w marcu 2014 roku po referendum uznanym przez władze Ukrainy i Zachód za nielegalne.
Autor: asz\mtom / Źródło: lb.ua, PAP