Jako "szpiegowską" i "konspiracyną" uznał prezydent Boliwii Evo Morales działalność agencji antynarkotykowej USA (DEA). Jednocześnie południowoamerykański przywódca zawiesił jej działalność na terenie Boliwii. Na jak długo? Bezterminowo.
Prezydent Morales ogłosił swą decyzję podczas pobytu w koszarach wojskowych w "kokainowym" okręgu Chapare. Polityk brał udział w spotkaniu poświęconym podsumowaniu kampanii niszczenia plantacji koki i zwalczania handlu narkotykami.
- Poczynając od dzisiaj zawiesza się na czas nieokreślony wszelką działalność amerykańskiej DEA - powiedział Morales w przemówieniu wygłoszonym do dowódców wojska i policji boliwijskiej oraz przedstawicieli wielu ambasad obecnych na spotkaniu.
Oskarżył on funkcjonariuszy i agentów DEA o to, że w ostatnich miesiącach aktywnie uczestniczyli w "politycznej konspiracji opozycyjnej przeciwko rządowi" i w działaniach nie mających nic wspólnego z ich oficjalnymi zadaniami na terenie Boliwii związanymi ze zwalczaniem handlu narkotykami.
Podsłuchy i sabotaże
Prezydent Boliwii jest zdania, że agencja prowadzi w trzech specjalnie zorganizowanych w tym celu ośrodkach podsłuch rządowych rozmów telefonicznych, a także, że finansuje grupy, które "sabotują" lotniska na terenie wschodniej Boliwii.
Miałoby chodzić o uniemożliwienie przedstawicielom władz docieranie ze stolicy, La Paz, do okręgów, gdzie odbywały się we wrześniu tego roku protesty antyrządowe.
Boliwijski prezydent nie omieszkał pochwalić się wynikami, jakie jego administracja osiągnęła w zwalczaniu narkotyków. Morales powiedział, że zniszczonych zostało 5 tysięcy hektarów upraw koki oraz przejęto 25 ton kokainy i 1132 tony marihuany.
Nieprzyjaciele z USA
Stosunki między Boliwią a Stanami Zjednoczonymi ne należą do najlepszych. Na początku września br. prezydent Morales domagał się wyjazdu amerykańskiego ambasadora z Boliwii. Odpowiedź Amerykanów była natychmiastowa. Uznali oni boliwijskiego ambasadora za "persona non grata" i polecili mu wyjazd ze Stanów.
Źródło: PAP