Na sobotniej konferencji prasowej przybyłych obserwatorów posłanka krymskiego parlamentu powiedziała, że apelowała do "całej europejskiej społeczności, do każdego, kto wspiera demokrację nie tylko w słowach, ale także w czynach, by wsparł Krym". - Pomóżcie nam dzisiaj, bo naprawdę tego potrzebujemy - mówiła Olga Kovitidi.
Były polski poseł: niestety ukraińskie władze nie uznają referendum
Na apel odpowiedział m.in. Mateusz Piskorski. Były poseł Samoobrony pojechał na Krym jako dyrektor Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych - instytucji założonej w 2007 roku. Jak donosi tygodnik "Newsweek", "początki ECAG wiążą się z nazwiskiem Aleksieja Koczetkowa, szefa rosyjskiej organizacji CIS-EMO, która za pieniądze Kremla jeździ po terytorium byłego Związku Radzieckiego i obserwuje wybory".
Kiedy jedna z uczestniczek konferencji prasowej przekonywała, że referendum w sprawie przyłączenia Krymu do Federacji Rosyjskiej jest legalne i demokratyczne, polski polityk dodał, że niestety ukraińskie władze go nie uznają. - Nie uznając tego referendum i nazywając je nielegalnym, nie zapewniają możliwości głosowania w nim. Uniemożliwiają wzięcie udziału w głosowaniu w jednostkach wojskowych na Krymie - mówił Piskorski.
Zachód: Nie uznamy wyników głosowania
W niedzielę na Krymie trwa referendum w sprawie przyłączenia półwyspu do Rosji. Plebiscyt został rozpisany przez prorosyjskie władze krymskiej autonomii, wyłonione po tym, gdy pod koniec lutego uzbrojeni ludzie zajęli budynki lokalnego rządu i parlamentu w Symferopolu.
Władze w Kijowie, USA i UE uznają głosowanie za nielegalne i zapowiedziały, że nie uznają jego wyników. Natomiast szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow zadeklarował, że Rosja uzna wolę narodu krymskiego wyrażoną w tym głosowaniu.
Autor: ktom/kka / Źródło: Reuters, "Newsweek"