Niedziela, 18 grudnia Na warszawskiej Pradze doszło do serii niepokojących pożarów. Paliło się 20 kamienic i dziwnym trafem tylko tam, gdzie doszło do reprywatyzacji domów. Wygląda to tak jakby ktoś chciał się pozbyć lokatorów zajmujących prywatne - obecnie - kamienice. Hipotezy takiej nie wyklucza nawet policja. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że zima za pasem a wielu ludzi - ofiar pożarów - nie ma prądu, gazu ani centralnego ogrzewania.
Do ostatniego pożaru doszło na ul. Jagiellońskiej 27 w Warszawie, gdzie od lat trwa konflikt lokatorzy kontra nowi właściciele kamienicy. - Wyszłam na klatkę, próbowałam otworzyć drzwi i w tym momencie uderzyła mnie ściana dymu tak żrącego w oczy, że nie można było oddychać - wspomina jedna z mieszkanek kamienicy Anna Rogalska.
Od momentu pożaru w budynku nie ma ani ogrzewania, ani prądu. Lokatorzy skarżą się, że nie mają jak żyć. - To nie jest lato, tylko grudzień - podkreślają.
Zmartwienie mieszkańców
Jedną z osób mieszkających w spalonej kamienicy jest niepełnosprawna kobieta. Jej przynajmniej udało się podłączyć światło. - Idą święta, wszyscy się będą spotykać. Przyjadą goście i jak będziemy mogli cokolwiek szykować. To jest wstyd przed rodziną i przed wszystkimi. Nie chce mi się żyć - płacze Maria Smolińska.
Mieszkańcy nie mają wątpliwości. Uważają, że podpalenia to tylko jeden ze sposobów na pozbycie się lokatorów, którzy zostali oddani razem z kamienicami w ręce przedwojennych właścicieli albo osób, które wykupiły od nich roszczenia.
Podpalaczy szuka policja. - Mówimy tutaj o liczbie dziesięciu pożarów, które badamy w tej chwili i które były badane. Zdajemy sobie sprawę, że być może stoi za tym jedna osoba. W tej chwili mamy w dyspozycji nagrania z monitoringu, na których być może jest osoba, która mogła podpalić jedno z tych miejsc - tłumaczy rzecznik Komendy Stołecznej Policji Maciej Karczyński.
Urząd działa
Mieszkańcy skarżą się na opieszałość służb badających podpalenia. Dlatego zorganizowali marsz, odwiedzając wszystkie podpalone ostatnio kamienice, by jeszcze raz głośno powiedzieć władzom dzielnicy, że potrzebują pomocy. Urzędnicy już dawno zapewniali, że rozwiążą problem. - Przy naszym zasobie lokalowym nie jesteśmy w stanie znaleźć tyle mieszkań dla tylu osób. Trzeba na pewno uzbroić się w cierpliwość, bo my nie jesteśmy w stanie przewidzieć w jakim czasie i kiedy wybuchnie pożar - tłumaczy rzecznik Urzędu Dzielnicy Warszawa Północ Barbara Dżugaj.
I przekonuje, że urząd jest w trakcie załatwiania tych spraw. - Szukamy lokali dla tych mieszkańców - przekonuje Dżugaj.