„Języki obce” – 7 zbiór wierszy Jacka Dehnela, który tutaj wypróbowuje różne formy poetyckie, szuka odpowiedniej dla siebie dykcji, najwłaściwszej tradycji. Po wszystkich rejestrach porusza się mistrzowsko.
W najnowszym tomie poetyckim Dehnela ujawnia się prawdziwe bogactwo gatunków i języków poetyckich, wielość odwołań do tradycji. Sam poeta przyznaje, że takiej właśnie mnożenie dykcji stanowi jego cel: „Z czasem urósł asortyment dostępnych mi sposobów wypowiadania się w poezji. Chodzi o nienasycenie miejscami, książkami, obrazami, ludźmi. Chciałbym mówić językami ludzi i aniołów, a może i innych gatunków fauny”.
Dehnel wykorzystuje tę różnorodność po to, by opowiadać o obcości każdego języka, o tym, że naszymi relacjami rządzi rozmowa, która zawsze okazuje się dość powierzchowna:
Dlatego właśnie poeta tak często dąży do przełamania tej powierzchowności, zapisuje takie spotkania, w których pod zwykłą wymianą zdań kryje się coś więcej. W „Literaturze”, „Pamięci”, „Roman à clef” chodzi właśnie o takie zderzenie powierzchowności, płytkości towarzyskiego życia i głębszego sensu:
Liczebniki
Duńczyk mówi, że kiedyś na Grenlandii
miejscowi umieli policzyć tylko od jednego do dwunastu.
Teraz po dwunastce przestawiają się na duński.
Musieli być szczęśliwi co, którzy wymyślili słowa tylko dla dziesięciu palców
i dwa dodatkowe, na wszelki wypadek –
myślę. Ale nie mówię tego, bo byłoby to może nieuprzejme
wobec Duńczyka.
„Języki obce” to także zapis podróży i spotkań – w pociągu, na dworcu, w czasie festiwalu poezji. Setki drobnych sytuacji, które Dehnel wykorzystuje jako materiał do wiersza, pragnąc zapisać moment prawdziwego, głębokiego kontaktu z rzeczywistością. Coraz częściej operuje kontrastem, wyszukuje pęknięcia: w ciągu nocy żółty krzew forsycji obsypuje się kwiatem na parkingu „w tym brzydkim kawałku miasta”, greccy chłopi wykopują w czasie prac archeologicznych posąg rzymskiego efeba, kochanka cesarza Hadriana, sprzedawca pietruszki inwestuje oszczędności w „sekretna nauki orfickie”. Paradoks staje się zasadniczym elementem łączącym różne wiersze, różne cykle z tego tomu. Także wiersze odwołujące się do kultury, a więc żywioł własny Dehnal, operują tu kontrastem, wywołują niepokój. Tekst inspirowany obrazem Sebastiano del Piombo „Wskrzeszenie Łazarza” dopisuje ironiczny dalszy ciąg do nowotestamentowej historii: „Było z mego wskrzeszenia wiele radości. Ale śmierdzieć nie przestałem. Co robić – jak ktoś cię przywraca do życia, nie wykłócasz się o drobiazgi”. To klasyczne nawiązanie zmienia więc tu zupełnie charakter opowieści, Dehnel opowiada bowiem historię bez happy endu, o osamotnieniu, rozstaniu, nienawiści sióstr.
Dehnel – wybierając zawsze rozumienie tekstu przeciwko skomplikowanej formie wiersza – przemyca bowiem na marginesie sytuacji anegdotycznych jakąś większą, ważniejszą prawdę. Z tomu na tom też coraz częściej sięga po ironię, wybiera pytania bez odpowiedzi, coraz bardziej zwraca się ku powikłaniu.
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Wisławy Szymborskiej