Chorwaci po raz kolejny pokazali stalowe nerwy. W trzecim meczu fazy pucharowej mundialu po raz trzeci przegrywali, ale znów potrafili odwrócić losy meczu i zameldowali się w finale.
Przez fazę grupową piłkarze Zlatko Dalicia przeszli jak burza. Kolejno odprawiali Nigerię, wielką Argentynę z generałem Leo Messim i Islandię. Schody zaczęły się później.
Nie załamywali się
W fazie pucharowej wystartowali koszmarnie. Mecz 1/8 finału przeciwko Danii zaczęli od gola straconego... w pierwszej minucie. Wyrównali już w czwartej, ale później się zacięli i potrzebowali rzutów karnych.
Ćwierćfinał z Rosją rozpoczęli lepiej, ale znów to nie oni trafili jako pierwsi. Fantastycznym strzałem zaskoczył ich Denis Czeryszew. Ponownie trzeba było gonić i znów pogoń wypadła imponująco. To gospodarze musieli się ratować golem w 120. minucie. Wiele im to nie dało, bo pogromcą rzutów karnych znów okazał się Danijel Subaszić.
I wreszcie półfinał z Anglią. Kolejny mecz rozpoczęty fatalnie, choć oddać trzeba, że gol Kierana Trippiera z rzutu wolnego był przepiękny. Ale i tym razem Chorwaci nie dali się złamać. Wyrównał Ivan Periszić, w dogrywce sprawę zamknął Mario Mandżukić i Chorwaci świętują pierwszy w swojej historii finał mistrzostw świata.
Piłkarze Zlatko Dalicia zapisali się w historii chorwackiej, ale i światowej piłki. Zostali pierwszą drużyną w historii mundialu, która do meczu o złoto dotarła po trzech dogrywkach.
W finale Chorwaci zagrają z Francją.
Autor: pqv/TG / Źródło: sport.tvn24.pl