Rosyjski gaz jeszcze przez jakiś czas będzie pompowany do Europy. Za to Zachód w szybkim tempie pozbył się innego rosyjskiego towaru eksportowego. I nie chodzi wcale o kawior, wódkę czy syberyjski modrzew, lecz o muzykę poważną oraz jej luminarzy.
- Nie interesuje mnie, gdzie gram i dla kogo. Mogę grać dla tysięcy ludzi, jak i dla trzech osób - powiedział w jednym z wywiadów Denis Matsujew. Znany z obłędnej techniki pianista ma w takim razie szczęście, bo od teraz będzie dawać recitale w Mińsku i Pjongjangu. Na Zachód już nie pojedzie. To cena, jaką przyszło mu zapłacić za wspieranie dyktatora z Kremla. I nie chodzi tylko o to, że wirtuoz zasiada w Prezydenckiej Radzie Kultury. Jego związki z Putinem mają charakter towarzyski. Gdy w rezydencji Boczarow Ruczaj nieopodal Soczi Władimir Putin gościł Silvio Berlusconiego, politykom przygrywał właśnie Denis Matsujew. Artystów, którzy "duszę wolną przedali w łaskę cara, by na progach jego wybijać pokłony" jest w Rosji sporo. Właśnie rozpoczął się festiwal sankcji, który odetnie ich na dobre od światowych scen.
Metropolitan Opera nie chce już u siebie Anny Netrebko. Nowojorska opera odwołała wszystkie spektakle z udziałem rosyjskiej gwiazdy, a wolne miejsce w obsadzie "Turandot" zaproponowała ukraińskiej śpiewaczce Ludmile Monastyrskiej. W ślad za nowojorczykami poszły opery w Zurychu i Monachium. Jedynie władze Staatsoper w Wiedniu, gdzie Netrebko mieszka, nie podjęły jeszcze decyzji o zerwaniu współpracy z primadonną. Przez lata fakt posiadania austriackiego paszportu nie przeszkadzał artystce we wspieraniu władz Federacji Rosyjskiej i samego Putina, o którym mówiła, że to "atrakcyjny człowiek, pełen męskiej energii".
W 2014 roku Netrebko nie tylko poparła aneksję Krymu, ale także przekazała milion rubli władzom samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej na rzecz rozwoju donieckiego teatru. W zeszłym roku z okazji 50. urodzin rosyjskiej śpiewaczki urządzono wielką galę w murach Kremla. Putin przesłał jej ciepły list, chociaż sam w obawie przed zakażaniem koronawirusem na widowni nie zasiadł. Gdy Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę, Anna Netrebko wydała oświadczenie, które spotkało się z falą krytyki. Potępiła w nim wojnę, nie nazywając po imieniu agresora. Na dodatek wyraziła solidarność z ukraińskimi przyjaciółmi, by zaraz potem stwierdzić, że nie jest w stanie wyrzec się swojej ojczyzny i że nie można artystów zmuszać do politycznych deklaracji.
- To jest czas, kiedy trzeba jasno opowiedzieć się po stronie dobra, bo tutaj nie ma niuansów. Putin jest dyktatorem i zbrodniarzem - mówi tvn24.pl śpiewak Tomasz Konieczny, który występował z Netrebko w "Lohengrinie" w Semperoper. - Takie osoby jak Anna, które mają status celebrytów, są słuchane w Rosji. Jeśli ona nazwałaby rzeczy po imieniu, to do jakiejś części tego zmanipulowanego społeczeństwa to by się przebiło - uważa śpiewak.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam