|

Cyfrowego Pearl Harbor nie było. Czy Rosja dalej jest potęgą w sieci?

GRU hackers
GRU hackers
Źródło: Andrew Harnik/Getty Images
Przez lata postrzegaliśmy Rosję jako potęgę w cyberprzestrzeni, bezwzględnie realizującą cele geopolityczne rękami hakerów. Spodziewaliśmy się, że zasieją w Ukrainie chaos, sparaliżują komunikację i infrastrukturę krytyczną. - Nasza sieć okazała się odporna. Jesteśmy celem ataków od 2014 roku, odrobiliśmy już swoją lekcję - mówi tvn24.pl wiceminister transformacji cyfrowej Ukrainy Heorhij Dubinski.Artykuł dostępny w subskrypcji

"To pierwsza światowa wojna cyfrowa" - alarmowały niektóre media na początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zlecone na Kremlu ataki hakerskie, jak obawiali się komentatorzy i eksperci do spraw cyberbezpieczeństwa, miały towarzyszyć konwencjonalnym działaniom zbrojnym w terenie i być z nimi skoordynowane. Wraz z wkroczeniem rosyjskiej armii zachodnie media, na przykład tygodnik "The Economist", spodziewały się cyfrowego blitzkriegu: komunikacyjnego paraliżu Ukrainy, zdalnie odciętych dostaw prądu, zainfekowanych serwerów instytucji publicznych oraz banków. 

Czytaj także: