Premium

Synteza dwóch wrogów. Azjatycka twarz oporu południa Ukrainy

Dmytro Doncow. Pawło Sudopłatow. Dwóch nieodrodnych synów południowej Ukrainy, dwóch zaciekłych ideowych wrogów. Pierwszego nienawidzili Sowieci, drugiego hołubią rosyjscy najeźdźcy. Ale jest jeszcze trzeci. W jego żyłach płynie koreańska krew, jest symbolem ukraińskiego oporu przeciwko inwazji Moskwy. Gubernator Witalij Kim.

Polacy stopniowo przywykają do trwającej od pół roku wojny na Ukrainie. Nietrudno zauważyć, że zaczynają godzić się z tragiczną rzeczywistością sąsiadów. Z przestrzeni publicznej powoli znikają ukraińskie napisy, atrybuty państwowe i narodowe. Opadają emocje. Zamiast wzniosłych uczuć uwagę coraz bardziej zajmuje codzienność, w której czai się konieczność trudnego współistnienia z dziesiątkami tysięcy uchodźców wojennych i migrantów zarobkowych z Ukrainy. Na to wszystko nakłada się ogólnoeuropejski kryzys energetyczny i inflacja.

Zdarza się, że uczucia pozytywne ustępują miejsca negatywnym. Czasem pomagają w tym obrazy i informacje docierające zza wschodniej granicy. Zajęcie przed siły Federacji Rosyjskiej w pierwszych tygodniach wojny, praktycznie bez większych walk, Chersońszczyzny - serca południa Ukrainy i jej faktycznego spichlerza - wywołało w wielu Polakach przekonanie, że obszar ten ma raczej słabe związki z ukraińskością. Podobnie jak i reszta południowej Ukrainy.

Świeża w zbiorowej polskiej świadomości jest pamięć o zajęciuprzez Rosję graniczącego z obwodem chersońskim, południowoukraińskiego Krymu, który w wyniku starannie przeprowadzonej militarnej aneksji prawie dziesięć lat temu stał się de facto nowym południoworosyjskim regionem. Podobnie więc wyglądają inne dramatyczne obrazy z południa Ukrainy - zaciekłe rosyjskie ataki na Mikołajów czy stosunkowo łatwe (w przeciwieństwie do Mariupola) zajęcie nadmorskiej części Zaporoża z portem w Berdiańsku. Pesymistyczny ogląd sytuacji dodatkowo pogłębiają wielomiesięczne zapowiedzi ukraińskiej kontrofensywy, która ma ruszyć na południu, a której próżno wypatrywać pomimo skutecznych ostrzałów okupowanych terytoriów z pomocą amerykańskiej Wunderwaffe - wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych pocisków kierowanych HIMARS.

Wszystko to skłoniło mnie do pochylenia się nad tą - jakże bliską mojemu sercu - południową, stepową Ukrainą. Bezpośrednią przyczyną napisania tego artykułu stały się rozważania moich przyjaciół i kolegów ze środowisk inteligencji. Wielokrotnie usłyszałem, jak - skądinąd wybitni specjaliści rozmaitych nauk humanistycznych, często zaliczający się do autorytetów środowisk uniwersyteckich - powtarzali z przekonaniem, że "przecież ziemie południa Ukrainy były od stuleci kolonizowane przez Rosję" albo że od zawsze "tak naprawdę" były rosyjskie, z lekceważącym pytaniem: "co tam było ukraińskiego?" i konkluzją, że dlatego "tak szybko się poddały".

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam