Gazety pisały o dzieciach, które "rzuciły się w panicznej ucieczce z trwogą do kościoła, spazmując w nim i mdlejąc" i o "płonących jeziorach" w centrum Poznania. Świadkowie pożaru mówili o płomieniach wysokich na 50 metrów. Ogień giął szyny kolejowe w harmonijkę. W mieście mówiło się o "dziesiątkach trupów" i "żywych pochodniach". Ale nastąpił cud.Artykuł dostępny w subskrypcji