- - Nie mamy nic do powiedzenia - mówi mieszkaniec Łeby, niegdyś rybak, dziś marynarz na statku "pirackim". - Wkrótce nas nie będzie, zostaną sami turyści. Dziewięćdziesiąt procent turystycznych biznesów opanowali przyjezdni - zaznacza.
- Aktywiści biją na alarm: Łeba jest niszczona, wciąż są wycinane lasy, zamiast nich wzdłuż plaży będą powstawać nowe wielopiętrowe hotele. Właścicielami działek są firmy z Warszawy, Poznania, Gdańska.
- Były burmistrz: - W innych miastach powstają nie trzy hotele, a trzydzieści. My nie zniszczymy Łeby.
- Nowa burmistrz: - W stronę Hurghady na pewno nie chciałabym pójść, wolałabym, żeby został utrzymany klimat Łeby, taki jaki jest dzisiaj.
- Czy Łebie grozi scenariusz, który znamy z Wenecji lub Barcelony, gdzie mieszkańcy mają dość turystów i głośno protestują przeciwko ich obecności w ich mieście?
14 kwietnia 2024 roku, bardzo wietrzny dzień. Wprost urywa głowy. Na deptaku w centrum Łeby już od 13 gromadzą się ludzie. Przynieśli pieńki, do których zamocowali tyczki z ogłoszeniami w formie nekrologów: "Pogrążeni w smutku Łebianie żegnają drzewa wycięte z obszaru…". Tu widnieją adresy, nazwy miejsc, gdzie w ostatnich latach doszło do wycinek. Drzewa były ścinane zwykle pod inwestycje związane z rozwojem turystyki w mieście.