Premium

Odra umiera. "To tak, jakby śmiertelnie zachorował ktoś z twoich bliskich. Co byś wtedy powiedział?"

Zdjęcie: Tomasz Słomczyński

Tomasz Włoch z Cigacic: - Zatruli rzekę i nie chcą powiedzieć, czym ją zatruli. Ludzie do nas nie przyjadą, bo nie wiedzą, czy będą wciągać rozpuszczalnik do nozdrzy, czy mazut. Żadna mama i żaden tata nie przyjedzie tu i nie pozwoli dziecku biegać po plaży wokół toksycznej wody. Gdyby tylko powiedzieli, co się stało, to uspokoiliby tę naszą społeczność nadodrzańską i mielibyśmy czystą sytuację.

W Cigacicach wrze jak w ulu.

Policja kieruje ruchem, kilkadziesiąt osób przy moście, ekipa telewizyjna, fotoreporterzy, dziennikarze z dyktafonami w dłoniach, pan wędkarz i aktywiści. Cykają migawki aparatów. W tłumie stoi kobieta ze zwieszoną głową. Trzyma brystol z napisem "Nie ma Odry - nie ma nas". Wokół niej padają słowa pełne oburzenia i gniewu. Są okrzyki, hasła, apele. A ona po prostu stoi w milczeniu.

Milcząco płynie także rzeka. Jakby nie chciała komentować całej afery. Upalny dzień dobiega końca. Demonstracja również. Przed zachodem słońca na most wraca spokój i jest jak zwykle. Odra nadal płynie, niewzruszona, skupiona na swoim nurcie.

I upokorzona.

Po zakończeniu protestu organizatorzy zapraszają do baru, który stoi tuż przy brzegu. Zmierzcha, a tam, gdzie plaża i szuwary, pojawiają się chmury niegroźnych, ale uciążliwych muszek. Wirują w powietrzu jak w jakimś oszalałym tańcu. Szukam w wodzie martwych ryb, właściwie nie wiem dlaczego. Łapię się na tym, że traktuję je trochę jak turystyczną atrakcję. Skoro cała Polska o nich mówi, to warto im zrobić zdjęcie. Niby do reportażu, ale trochę na pamiątkę.

Katastrofa ekologiczna w Odrze. Protest w Cigacicach, 17 sierpnia 2022 rokuTomasz Słomczyński

- Dziennikarz? - pyta mnie smutny mężczyzna przy barze. Spogląda nieufnie. Ma na imię Błażej. Jest z tych, co nie zwykli dużo mówić, a już najmniej o swoich uczuciach. Nic dziwnego, że się domyślił, co mnie tu sprowadza. Torba fotograficzna działa jak uniform. A dziennikarzy tu dzisiaj zatrzęsienie. Potwierdzam i dodaję, że chciałbym dowiedzieć się, co czują mieszkańcy. Czym w istocie jest dla nich rzeka.

- Popływałby pan trzy dni ze strażakami, to by pan wiedział… - słowa więzną mu w gardle.

Milczę. Bo rzeczywiście, co ja mogę wiedzieć? Przed chwilą szukałem na plaży jakiejkolwiek martwej ryby.

- Nie, no co ty… - łagodnie uśmiechnięta szatynka za barem próbuje protestować. Ma na imię Anna.

- Ale takie jest moje zdanie - Błażej obstaje przy swoim.

- Jak uważasz - Anna kapituluje.

Błażej próbuje wyjaśnić, czym dla niego jest rzeka.

- Człowiek sobie poszedł z rana, nałapał ryb, oskrobał sobie i zjadł. A teraz? Jestem dzień w dzień na wodzie i pływam z ludźmi. Jestem sternikiem - tu zwraca się do mnie, jakby chciał w ten sposób się przedstawić. - I co teraz? Teraz jesteśmy w totalnej dupie - komentuje.

Ma trzydzieści siedem lat, urodził się i wychował w Cigacicach. "Na rzece od zawsze". Jego dziadek przez dziesięć lat pływał na Jaskółce - barce zacumowanej w tutejszym porcie.

- Szło się rano, siatkę wystawiło i była ryba, pół wsi miało co jeść na śniadanie - kontynuuje. Wszystko na ten temat. Bo jak to powiedzieć? Błażej zamyśla się na moment.

- Wiesz co? - ożywia się, spoglądając mi prosto w oczy. - Myśmy nawet nie wiedzieli, że taką rybę w rzece mamy. Myśmy przez tyle lat łowili ryby i myśleli, że miętusa nie ma. A okazało się, że jest… To znaczy był. Przekonaliśmy się w ostatnich dniach, bośmy wyciągali zdechłe. Tak samo z węgorzem, żeśmy myśleli, że go nie ma. A był. Sumy po kilkadziesiąt kilo. Ryby łowię od dzieciaka, ale nie pamiętam, żeby ktoś takie sumy wyciągał z Odry. Okazało się, że jednak są. To znaczy były - przyznaje.

Znowu to samo. Słowa więzną w gardle i nie wiadomo, co z tym zrobić.

- Najgorsze, że nikt nie wie, z czym mamy do czynienia - wtrącam po chwili, gdy gęsta cisza opadnie na blat baru i rozproszy się nieco.

- Napisali, że to jest to, tamto, sramto. I nikt nie wie, co to jest - ocenia Błażej.

- Generalnie ktoś wie na pewno, ale nie chce powiedzieć - zauważa Anna.

Błażej dziękuje za drugie piwo i znika, jutro rano musi wstać do pracy, a jeszcze trzeba bramy pozamykać. Jest nie tylko sternikiem, ale człowiekiem "od wszystkiego" w barze i przystani prowadzonej przez Tomasza i Piotra w Cigacicach.

- Dla nas tutaj to jest katastrofa - podsumowuje Anna.

- Nie wiadomo, jak to powiedzieć? - pytam Annę. Wydaje się, że doskonale wie, że cokolwiek by nie powiedziała w tym momencie, to ledwie prześlizgnie się po powierzchni czarnej już, pogrążonej w mroku, rzeki.

- Tak… Nie wiadomo. To tak, jakby śmiertelnie zachorował ktoś z twoich bliskich. Co byś wtedy powiedział? - rzuca.

Port w CigacicachTomasz Słomczyński

"Oni nie kumają"

Tymczasem kilkanaście metrów obok, przy stole, trwa dyskusja. Wszyscy zebrani: aktywiści, artyści, miejscowi i przyjezdni, doskonale się znają. Czuć, że to tak zwane środowisko, że łączy ich wspólny cel: Odra.

- Każdy, kto kuma Odrę, to wie, że ta rtęć tam jest.

- Jak to są te algi, to jesteśmy w dupie, krótko mówiąc.

- Oni w dupie mają rzekę, im zależy tylko na tym, żeby zbić kapitał polityczny. Nie wierzę ani jednej, ani drugiej stronie.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam