W Ministerstwie Edukacji i Nauki wierzą, że pół miliona przebywających w Polsce ukraińskich dzieci uczy się zdalnie, ale w praktyce nikt tego nie kontroluje. Podobnie jak losu dzieci, które są za małe, by pobierać jakąkolwiek edukację. Im mniejsze dzieci, tym mniej o nich wiemy i jeszcze mniej rządzący mają do zaoferowania im, a przede wszystkim ich matkom.
1,1 miliona - tyle dzieci według UNICEF przybyło z Ukrainy do Polski przed koniec marca, a więc w pierwszych tygodniach agresji Rosji na Ukrainę. Później ich liczba mogła jeszcze wzrosnąć, ale raczej nieznacznie, bo dynamika migracji z Ukrainy się zmniejszyła. Los większości z tych dzieci jest jednak polskim władzom nieznany lub niemal nieznany. Bo cokolwiek więcej możemy dziś powiedzieć właściwie tylko o tych dzieciach, które zostały zapisane do polskiego systemu oświaty. A tych w pierwszych dniach maja było około 200 tysięcy.
- Z czego 140 tysięcy to są uczniowie szkół podstawowych, 40 tysięcy to są uczniowie przedszkoli, a blisko 20 tysięcy to są uczniowie szkół ponadpodstawowych - wyliczał minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek na konferencji prasowej.
Dlaczego te wszystkie liczby tak bardzo się rozjeżdżają? Gdzie są pozostałe dzieci i dlaczego niekoniecznie w polskich szkołach, przedszkolach i żłobkach? A jeśli te najmłodsze się tam jednak dostały (co w przypadku przedszkoli i żłobków wcale nie jest takie łatwe, o czym za moment), to jaki jest ich los? Sprawdźmy.
Uczą się zdalnie. Podobno
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam