|

Dzieci uchodźców mogą być zapisywane do przedszkoli i żłobków jak polskie dzieci. Ale czy są?

W Ministerstwie Edukacji i Nauki wierzą, że pół miliona przebywających w Polsce ukraińskich dzieci uczy się zdalnie, ale w praktyce nikt tego nie kontroluje. Podobnie jak losu dzieci, które są za małe, by pobierać jakąkolwiek edukację. Im mniejsze dzieci, tym mniej o nich wiemy i jeszcze mniej rządzący mają do zaoferowania im, a przede wszystkim ich matkom.

Artykuł dostępny w subskrypcji

1,1 miliona - tyle dzieci według UNICEF przybyło z Ukrainy do Polski przed koniec marca, a więc w pierwszych tygodniach agresji Rosji na Ukrainę. Później ich liczba mogła jeszcze wzrosnąć, ale raczej nieznacznie, bo dynamika migracji z Ukrainy się zmniejszyła. Los większości z tych dzieci jest jednak polskim władzom nieznany lub niemal nieznany. Bo cokolwiek więcej możemy dziś powiedzieć właściwie tylko o tych dzieciach, które zostały zapisane do polskiego systemu oświaty. A tych w pierwszych dniach maja było około 200 tysięcy.

- Z czego 140 tysięcy to są uczniowie szkół podstawowych, 40 tysięcy to są uczniowie przedszkoli, a blisko 20 tysięcy to są uczniowie szkół ponadpodstawowych - wyliczał minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek na konferencji prasowej.

Dlaczego te wszystkie liczby tak bardzo się rozjeżdżają? Gdzie są pozostałe dzieci i dlaczego niekoniecznie w polskich szkołach, przedszkolach i żłobkach? A jeśli te najmłodsze się tam jednak dostały (co w przypadku przedszkoli i żłobków wcale nie jest takie łatwe, o czym za moment), to jaki jest ich los? Sprawdźmy.

Uczą się zdalnie. Podobno

Zacznijmy od szkół. Nie wiemy tak naprawdę, jak duża grupa uczniów przebywających w Polsce zdecydowała się na szkołę zdalną, czyli realizuje obowiązek szkolny w Ukrainie. Minister Przemysław Czarnek co jakiś czas mówi w mediach, że jest ich pół miliona.

Zapytaliśmy biuro prasowe Ministerstwa Edukacji i Nauki, skąd czerpią tę wiedzę. Adrianna Całus, rzeczniczka resortu, zapewniła nas: "Wszystkie informacje otrzymujemy od naszych przyjaciół z Ukrainy. Z informacji przekazanych przez stronę ukraińską wynika, że zdalnie uczy się ponad 500 tys. uczniów". Jak Ukraińcy to liczą, jak będą oceniać realizację obowiązku szkolnego i wystawiać świadectwa? Tego na dzień 11 maja nie wiadomo.

Po wielu prośbach i ponagleniach do MEiN udało się nam za to ustalić, że z tych około 160 tys. dzieci, które zapisano do szkół w oddziałach przygotowawczych, gdzie skupiają się na nauce języka, uczy się (stan na 5 maja) 38,4 tys. Tak więc co czwarte dziecko z Ukrainy z tych zapisanych do szkół nie musi realizować polskiej podstawy programowej tak jak rówieśnicy, a ma skupić się na aklimatyzacji w polskiej szkole. Klas przygotowawczych powstało aż 7156. Aż, bo 24 lutego, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, było ich w całym kraju zaledwie 115.

Adrianna Całus przypomina: "Wybór najodpowiedniejszego rozwiązania edukacyjnego dla dzieci i uczniów, którzy przybyli na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej z terytorium Ukrainy w związku z działaniami wojennymi prowadzonymi na terytorium tego państwa, pozostaje w kompetencjach rodziców lub osób sprawujących opiekę nad dzieckiem lub uczniem".

Rodzic lub osoba sprawująca opiekę nad dzieckiem lub uczniem powinien złożyć do gminy właściwej ze względu na miejsce pobytu dziecka lub ucznia oświadczenie o kontynuacji przez dziecko lub ucznia kształcenia w ukraińskim systemie oświaty. MEiN nie podaje jednak, ile osób rzeczywiście takie oświadczenie złożyło i jak wspomnieliśmy, wiedzę o nauce zdalnej czerpie od ukraińskiego ministerstwa.

Jeśli uważają państwo, że to jest skomplikowane - mamy złe wieści. Im młodsze dzieci, tym robi się trudniej. Najpierw przyjrzyjmy się sytuacji w przedszkolach.

balukiewicz f16DR CLOWN
Dr Clown wspiera ukraińskie dzieci. Szukają wolontariuszy
Źródło: TVN 24

Prawo, nie obowiązek

Minister Czarnek twierdzi, że z przedszkoli korzysta dziś 20 tys. dzieci z Ukrainy. Mało. I jakoś trudno sobie wyobrazić, że te maluchy korzystają tu masowo z edukacji przedszkolnej zdalnie.

Przedszkolaki, w przeciwieństwie do dzieci w wieku szkolnym, mają prawo do edukacji przedszkolnej. Prawo, a nie obowiązek. O ile rodzice wyrażą wolę, aby dziecko korzystało z edukacji przedszkolnej, samorządy muszą takie miejsce dla dzieci zapewnić. Dzieci obywateli i obywatelek Ukrainy mogą być zapisywane do przedszkoli na takich samych zasadach jak dzieci z polskim obywatelstwem.

Aby rodzinom i dzieciom zapewnić możliwość realizacji tego prawa, zmieniono przepisy o liczebności w grupach przedszkolnych. Teraz grupy mogą być powiększone do 28 przedszkolaków. Dotychczas było to maksimum 25 dzieci.

To rozwiązanie ma swoje dobre i złe strony. Dobra - dla dzieci uchodźczych w grupach przedszkolnych natychmiast znajduje się miejsce. Zła - nauczycielki nie dostają praktycznie żadnego wsparcia, a powiększona grupa, zwłaszcza o dzieci niemówiące po polsku, to ogromne wyzwanie edukacyjne.

Tymczasem np. w Bydgoszczy, jak informuje miejscowy Wydział Edukacji i Sportu, takich uczniów na dzień 11 kwietnia było 250 w placówkach samorządowych i 240 w placówkach niepublicznych.

Przedszkola, wraz z pojawieniem się ukraińskich dzieci, musiały szybko przystosować się do nowej rzeczywistości.

- Na początku samodzielnie tłumaczyliśmy dokumenty, regulaminy, statut, na co dzień pomagają nam w pracy z rodzicami internetowe translatory - mówi Barbara Gryka, jedna z nauczycielek przedszkolnych z Poznania. - Myślałam, że dzieci z powodu nieznajomości języka będą miały trudności w komunikacji i adaptacji, ale okazało się, że dzieci sprawnie weszły w środowisko. Na dniach okaże się, na ile ukraińskie mamy zrozumiały specyfikę pracy przedszkolnej oraz to, że płatna jest opieka powyżej pięciu godzin i płatne są posiłki. Na razie jednak jest tak, że nie ma z tymi matkami żadnych sytuacji trudnych, czy takich, w których nie wywiązują się z jakichś obowiązków - dodaje pani Barbara.

Cały proces adaptacji dzieci do nowych warunków udaje się w zasadzie jedynie dzięki ogromnemu wysiłkowi organizacyjnemu kadry placówek przedszkolnych.

ROZMOWA 1
Kaznowska: blisko 10 tysięcy uchodźców z Ukrainy zapisało się do warszawskich szkół i przedszkoli
Źródło: TVN24

Gdzie są te maluchy?

Najmniej wiemy o edukacji dzieci do trzeciego roku życia. Nie mamy żadnych danych na temat tego, ile dzieci w systemie może się pojawić i trudno te dane zgromadzić. Dlaczego? Edukacja żłobkowa formalnie nie jest bowiem edukacją i nie ma mechanizmu badającego, jaka jest skala zainteresowania taką formą wsparcia. Poznamy za jakiś czas jedynie liczbę dzieci, które z takiej formy wsparcia skorzystały.

Nie przygotowano także żadnego programu wspierania tworzenia nowych miejsc opieki dla dzieci uchodźczych. Ten brak danych i działań wynika przede wszystkim z faktu, że praca z dziećmi do lat trzech nie jest edukacją, a jedynie opieką i wspomaganiem rodziny. Nie ma tu więc tak pilnej potrzeby, aby działać szybko i interwencyjnie, i tworzyć miejsca dla dzieci, jak ma to miejsce w przypadku placówek przedszkolnych i szkolnych.

Na stronie ministerstwa rodziny próżno szukać strategii, informacji, wzmianek, planów czy choćby pomysłów na to, jak miałoby w praktyce wyglądać wspieranie ukraińskich rodzin w opiece nad dziećmi do lat trzech. W ministerstwie też się tego nie dowiedziałyśmy.

Specustawa o pomocy ukraińskim uchodźcom dała możliwości, aby grupy żłobkowe powiększać - tu górnych limitów liczebności dzieci nie ma. Ustawa daje też możliwość tworzenia placówek opieki w lokalach niespełniających warunków, o których mowa w art. 25 ustawy z dnia 4 lutego 2011 r. o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3. Jednak w związku z tym, że edukacja żłobkowa jest finansowana w zasadzie w całości ze środków jednostek samorządu terytorialnego i nie jest - tak jak edukacja przedszkolna - prawem dziecka do uczestnictwa w systemie edukacji, to dodatkowe wydatki na zapewnienie miejsc w żłobkach dla dzieci uchodźczych z pewnością nie będą priorytetowym wydatkiem dla samorządów.

Ukraińskie rodziny mogą korzystać z opieki żłobkowej na takich samych zasadach jak rodziny polskie. Przysługują im także świadczenia przewidziane dla polskich dzieci, takie jak dopłata 400 złotych do żłobka dla pierwszego i jedynego dziecka. Jest to jednak świadczenie, które przysługuje w sytuacji, w której rodzic płaci za żłobek co najmniej 400 złotych. Nie jest to więc działanie wspierające rozwój systemu opieki i nie przyczyni się do tworzenia nowych miejsc. Środki trafiają do rodziców, a w obecnej sytuacji, kiedy rodziny potrzebują wsparcia, środki (w ograniczonym czasie) powinny trafić także do samorządów na utrzymanie i prowadzenie opieki.

Realnie, w zależności od miasta, koszt utrzymania dziecka w placówce to 1000-1400 złotych.

Tuż przed Wielkanocą - na wniosek Unii Metropolii Polskich (UMP) - o żłobkach dyskutowano na posiedzeniu Zespołu ds. Ochrony Zdrowia i Polityki Społecznej Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. W ocenie UMP zaproponowana przez rząd kwota dofinansowania, którą ma wypłacać Zakład Ubezpieczeń Społecznych (400 zł), nie pokrywa kosztów opieki i wyżywienia w publicznych i niepublicznych żłobkach i klubach dziecięcych. - Jest to poważny problem, który powinien zostać jak najszybciej rozwiązany - wskazują samorządowcy.

I kto się nimi zajmie?

Uczniowie i dzieci z rodzin ukraińskich, niezależnie od tego, że trudno nam oszacować rzeczywistą skalę zjawiska, w polskim systemie edukacji i opieki już są. Jak jesteśmy przygotowani kadrowo na taką zmianę?

Specustawa stwarza możliwość zatrudniania osób, które przybyły do Polski po 24 lutego bez konieczności oczekiwania na pozwolenie na pracę. Jednak - jak podaje Ministerstwo Edukacji i Nauki - aby nauczyciel legitymujący się dyplomem, dającym uprawnienia do pracy w szkole ukraińskiej mógł pracować w szkole polskiej jako nauczyciel szkolny lub przedszkolny, musi najpierw przejść przez proces nostryfikacji lub opiniowania dyplomu.

Polski system edukacji nie przewiduje zatrudniania nauczycieli bez nostryfikowanego dyplomu na stanowiskach innych niż pomoc nauczyciela. Mówiąc najprościej, nawet najlepsi nauczyciele i nauczycielki z Ukrainy obecnie w naszym systemie mogą być jedynie pomocą nauczyciela lub pracownikami administracji.

Droga dla obywateli i obywatelek z Ukrainy, zainteresowanych podjęciem pracy w szkole na stanowisku nauczyciela, jest długa i dość skomplikowana. Dla osób, które zdobyły dyplomy przed rokiem 2006, jest to opiniowanie, dla absolwentów kierunków nauczycielskich, którzy zdobyli dyplom po 2006 roku, jest to nostryfikacja.

Czym te procedury różnią się od siebie? Pierwszy proces - nostryfikacja - to poświadczenie przez polską uczelnię faktu, że osoba legitymująca się dyplomem, rzeczywiście może wykonywać swój zawód. Uzyskanie nostryfikacji to jednak procedura czasochłonna i kosztowna. Co prawda uczelnie nostryfikujące mogą odstąpić od pobierania za to opłat, ale można ostrożnie założyć, że kierując się dyscypliną własnych wydatków, od kosztów procedury będą odchodzić niechętnie. Koszt nostryfikacji to 3200 złotych. Czas trwania - do 90 dni.

Dla osób z dyplomami wydanymi do 2006 roku przewidziana jest prostsza, ale również czasochłonna ścieżka potwierdzania kwalifikacji, prowadzona przez Narodową Agencję Wymiany Akademickiej. Tu procedura również jest długotrwała, a nauczyciel musi przedstawić przetłumaczone przez tłumacza przysięgłego wszystkie dokumenty, poświadczające jego kwalifikacje. Zatem to także koszty.

O możliwe ułatwienia w tym zakresie 14 kwietnia zapytaliśmy w MEiN - 12 maja z biura prasowego dostaliśmy odpowiedź składającą się z wyimków z obowiązujących dziś przepisów.

Przecież potrzebują pracy teraz

O to, jak wygląda w praktyce zatrudnianie nauczycieli ukraińskich w polskich placówkach, zapytałam Magdalenę Kaszulanis z ZNP.

- Nie mam wrażenia, żeby chętnych do nostryfikacji i potwierdzania kwalifikacji było wiele osób. Po pierwsze to długo trwa, a osoby, które przyjechały do Polski, potrzebują pracy na już, a nie za trzy miesiące. Po drugie ta procedura jest kosztowna i nie bardzo wiadomo, kto miałby ją sfinansować. Po trzecie kandydatów i kandydatki do pracy demotywują pensje. Są porównywalne do tych, które można dostać w usługach, z tą różnicą, że praca w usługach jest na już - powiedziała Kaszulanis.

Ile zarabia pomoc nauczciela w szkole? A ile w przedszkolu? To wszystko zależy od samorządu - ich pensje nie są regulowane Kartą Nauczyciela. Sami samorządowcy przyznają, że często mają dla nich tylko wynagrodzenie minimalne.

Portal wynagrodzenia.pl podaje, że najczęściej wypłacane wynagrodzenie dla pomocy nauczyciela w przedszkolu to kwota 3200 złotych brutto.

Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że w przygotowaniu zmian prawa przyjęto założenie, że do pracy w szkole i przedszkolu trafią te osoby, którym ogromnie na pracy w oświacie zależy. To zastanawia.

Rynek pracy w zawodzie nauczyciela wygląda bowiem fatalnie, a nauczyciele odchodzą z pracy w edukacji. Włączenie nowych nauczycieli, przyjeżdzających z  Ukrainy, mogłoby trwale i w określonym zakresie rozwiązać problem kryzysu kadrowego. Ukraińscy nauczyciele i nauczycielki po kursie języka polskiego mogliby wspomóc nasz system edukacji. Od lat brakuje w nim nauczycielek edukacji przedszkolnej i nauczycieli przedmiotów ścisłych, zawodowych czy psychologów. Tak się jednak raczej nie stanie.

marczok 1
Uchodźczynie z Ukrainy pomagają uczniom
Źródło: TVN24

Do starych problemów doszedł niestety nowy: potrzeba zatrudniania asystentów międzykulturowych, czyli osób pomagających w integracji dzieci z nowym środowiskiem. Barbara Gryka: - Na początku myślałam, że będziemy potrzebować natychmiast wsparcia kadrowego nauczycielki mówiącej po ukraińsku, ale dzieciaki zaczęły szybko rozumieć, co się dzieje i już zaczynają mówić. Przydałaby się nam jednak osoba tłumacząca kontekst kulturowy, pomagająca dzieciom i rodzicom w przyzwyczajeniu się do naszej kultury, ale także dbająca o uczenie dzieci ich kultury i języka.

"Głos Nauczycielski" zapytał o dane na temat Ukraińców Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej. Z informacji przekazanych na początku maja wynika, że do tej pory zatrudnienie znalazło w Polsce 102 tys. obywateli Ukrainy. Zdecydowana większość z nich, bo 75 proc., to kobiety.

Prawie połowa z zatrudnionych, bo 49,4 tys. uchodźców, pracuje, wykonując proste prace. Obywatele Ukrainy znajdują też zatrudnienie jako robotnicy w przemyśle i rzemieślnicy - to dotyczy 14,2 tys. osób, przemysłowi pracownicy usług i sprzedawcy - 10,7 tys. oraz operatorzy i monterzy maszyn - 10 tys. Po kilka tysięcy osób zostało zatrudnionych jako pracownicy biurowi, specjaliści, technicy i inny średni personel.

Jak poinformował "Głos" resort, zaledwie 984 osoby znalazły w Polsce zatrudnienie jako asystent nauczyciela dziecka cudzoziemca. Jeśli założyć, że rzeczywiście w szkołach i przedszkolach uczy się około 200 tys. dzieci, to statystycznie jeden taki asystent przypada na ok. 200 dzieci.

marczok 2
Miasto szuka kolejnych osób do pomocy
Źródło: TVN24

PCPM płaci za nauczycieli

Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) wspiera finansowo czasochłonny proces zatrudniania ukraińskich pedagogów w ramach inicjatywy cash for work, realizowanej w kilku polskich miastach, m.in. w Warszawie, Lublinie, Siedlcach, Garwolinie, Mińsku Mazowieckim oraz w Łodzi i Bydgoszczy.

Centrum wspomaga finansowo zatrudnianie nauczycieli ukraińskich. W ramach tego działania ukraińscy nauczyciele są zatrudniani przez samorząd, ale ich wynagrodzenia są pokrywane przez PCPM. W czasie objęcia wsparciem finansowym w programie nauczyciele, pracując już w szkołach i przedszkolach jako pomoce, mogą zająć się procedurą potwierdzania kwalifikacji. Ogromną korzyścią z tego rozwiązania jest to, że nauczyciele od razu trafiają do systemu edukacji, a po zakończeniu programu będą mogli zostać zatrudnieni jako nauczyciele na podstawie przepisów Prawa oświatowego. Niestety jest to wsparcie doraźne i tymczasowe.

nauczyciele 3
Prezes PCMP o programie "Cash for work"
Źródło: TVN24

O praktyce zatrudniania nauczycieli w polskim systemie rozmawiałam także z pracowniczką warszawskiego Kuratorium Oświaty. W rozmowie podkreślała, że na obecną chwilę nie ma dobrych rozwiązań prawnych, ale realia są takie, że żadne rozwiązania nie byłyby dobre.

Praca nauczycieli jest zawodem regulowanym, ściśle określonym przepisami i nauczyciele ukraińscy muszą się w jakiś sposób w polskie standardy wpisać. A problemów jest sporo. Chociażby ten związany z uznawaniem dyplomów. - W naszym systemie kwalifikacje ma nauczyciel, który odbył odpowiednią liczbę zajęć i praktyk przygotowujących do pracy na stanowisku nauczyciela. Nie wiemy, jakie rozwiązania istnieją w ukraińskim systemie oraz nie możemy być pewni, że nauczyciel z Ukrainy będzie spełniał wymogi formalne, jakie stawia się przed nauczycielem z Polski - usłyszałam. A urzędniczka dodaje, że włączenie nauczycieli ukraińskich w polski system jest konieczne, ponieważ w Polsce prawdopodobnie zostanie kilkaset tysięcy dzieci.

Mamy także, zwłaszcza w większych miastach, ogromny problem wakatów, które ukraińscy nauczyciele mogliby wypełnić. - Należy jednak pamiętać, że podstawową kwestią jest umiejętność sprawnego porozumiewania się w języku polskim - podkreśla urzędniczka. I dodaje: - Osoby, które nostryfikują dyplom i zostaną w polskim systemie oświaty, będą także pracować z uczniami polskojęzycznymi. Muszą więc posługiwać się językiem polskim bardzo swobodnie. Przepisy nie dają jasnej odpowiedzi, ale może ją przynieść życie. Liczymy na to, że wkrótce pojawią się dobre praktyki zatrudniania nauczycieli z Ukrainy. Sam fakt tego, że najpierw są zatrudniani jako pracownicy niepedagogiczni, jest właśnie taką praktyką. Do tego oczywiście powinny dojść dodatkowe zajęcia z języka polskiego.

Rozmowę skończyłyśmy, podsumowując, że dobre rozwiązania są możliwe, jeśli wraz z nimi pojawiają się odpowiednie środki finansowe. A żadnych środków państwowych na zajęcia z języka polskiego dla nauczycieli jak na razie nie przewidziano.

Może trzeba będzie zacząć od nowa

To może tam, gdzie nie zatrudnia się nauczycieli, czyli w placówkach dla dzieci do lat trzech, jest łatwiej? Mam złe wieści.

W żłobkach, klubach malucha i u dziennych opiekunów sytuacja zatrudniania osób legitymujących się ukraińskimi dyplomami i certyfikatami jest jeszcze bardziej skomplikowana.

Tu także kwalifikacje wymagają nostryfikacji. W przypadku dyplomu wyższej uczelni jest to taka sama procedura jak w przypadku nauczycieli i nauczycielek. Inaczej wygląda jednak potwierdzanie kwalifikacji osób, które kończyły kursy, szkoły lub specjalistyczne szkolenia. Dla nich w zasadzie możliwości potwierdzenia kwalifikacji nie ma i jedyną drogą może się okazać się… zdobywanie ich od początku.

Opiekunka żłobkowa musi przejść kurs trwający 280 godzin. Ceny takiego kursu wahają się od 1500 do 2500 złotych. Kursy prowadzą specjalistyczne ośrodki szkoleniowe, posiadające programy szkoleń, zaakceptowane przez Ministra Rodziny i Polityki Społecznej. Zatem jeśli niepubliczna placówka żłobkowa lub samorząd mają wolę zatrudnić opiekunkę żłobkową, kandydatka do pracy musi mieć potwierdzone kwalifikacje, choć - jeśli nie ukończyła studiów wyższych - formalnie potwierdzić ich nie może. Ustawa o opiece nad dziećmi w wieku do lat trzech z dnia 4 lutego 2011 roku umożliwia co prawda zatrudnianie osób, które mają doświadczenie w pracy z dziećmi do lat trzech, które trwało co najmniej rok. To doświadczenie należy jednak potwierdzić, czyli w praktyce przetłumaczyć dokumenty, które to doświadczenie potwierdzają. Jak wiele osób pakuje takie dokumenty, gdy ucieka przed wojną? Właśnie.

Żłobek w Żabiej Woli otwarty w kwietniu przez premiera Morawieckiego
Żłobek w Żabiej Woli otwarty w kwietniu przez premiera Morawieckiego
Źródło: Mateusz Marek/PAP

O tym, jak wyglądały pierwsze dni, kiedy w Polsce pojawiły się dzieci uchodźcze, opowiadała mi Irmina Warmachowska-Rindlfejsz, nauczycielka przedszkola niepublicznego w Zielonej Górze, której placówka ma duże doświadczenie w pracy z uczniami i dziećmi z Ukrainy. - Największą przeszkodą była bariera językowa z rodzicami, ale szczęśliwie jest translator i większość rzeczy codziennych daje się tak ustalić. Dość szybko zatrudniliśmy też uchodźczynię. Dzieci jednak po kilkunastu dniach zaczęły mówić po polsku i były gotowe, aby się porozumiewać. Jak zatrudnialiśmy? Nauczycielkę do żłobka po prostu w placówce przyjęliśmy. Sprawdziliśmy, ma kwalifikacje, a my zatrudniając ją, bierzemy za to odpowiedzialność - tłumaczy.

W żłobkach, klubach malucha i w punktach dziennej opieki mogą także pracować pielęgniarki - zarówno na stanowisku pielęgniarki (tam, gdzie jest to wymagane, czyli w placówkach, w których zapisanych jest więcej niż 20 dzieci), ale także jako opiekunki. Kwalifikacje pielęgniarki dają bowiem uprawnienia do pracy z dziećmi do lat trzech.

Niestety, o ile w zawodach medycznych kwalifikacje pielęgniarek są uznawane, o tyle w pracy z dziećmi do lat trzech - już nie. Przekonała się o tym pani Barbara, która zgłosiła się ze swoją sprawą na kontakt24. Kobieta zaznaczyła, że kontaktowała się w tej sprawie z kilkoma instytucjami i w każdej usłyszała, że nie można jej pomóc. - Ministerstwo Zdrowia wydało możliwość uzyskania warunkowego prawa wykonywania zawodu, ale jedynie w placówkach medycznych. Żłobki placówką medyczną nie są, więc na infolinii usłyszałam, że osoby z Ukrainy, chcąc pracować w żłobku, muszą zrobić nostryfikację dyplomu. Ta nostryfikacja to swoista bariera: wyrobienie dyplomu w normalnych warunkach trwa nawet 90 dni, a te osoby potrzebują pracy tu i teraz. Nie chcemy również zatrudniać tych pań na stanowisku pielęgniarki, tylko opiekunki do dzieci: zgodnie z ustawą żłobkową, która takie kwalifikacje dopuszcza - mówiła.

Kryzys to szansa, ale...

14 kwietnia zapytaliśmy resorty rodziny, edukacji i zdrowia, jak zamierzają wspomóc zatrudnianie pracowników z Ukrainy. Odpisało tylko ministerstwo rodziny, którego obszerna odpowiedź sprowadza się do zdania: "Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej podejmuje działania by jakość opieki w żłobkach i klubach dziecięcych i opieka świadczona przez dziennego opiekuna była na najwyższym możliwym poziomie".

Biuro prasowe resortu zapewniło też: "MRiPS na bieżąco realizuje szereg działań o charakterze wspierania systemu opieki nad dziećmi w wieku do lat 3 szczególnie w kontekście obecnej sytuacji w Ukrainie. Ministerstwo współpracuje zarówno z podmiotami samorządowymi, jak i podmiotami prywatnymi celem rozwoju systemu opieki, a także celem wsparcia dzieci, rodziców oraz kandydatów na opiekunów w placówkach opieki". Co to dokładnie oznacza po przetłumaczeniu z urzędowego na język polski, niestety nie bardzo wiadomo.

Kryzysy bywają szansą. Sytuacja, w której w Polsce pojawia się ponad dwa miliony osób, mogłaby być dla naszego systemu edukacji przedszkolnej, ale także i opieki żłobkowej, szansą na to, aby uzupełnić braki kadrowe. Wieloletnia sytuacja pogarszania się prestiżu i warunków pracy nauczycielek i nauczycieli przedszkolnych i żłobkowych spowodowała, że placówki i samorządy borykają się z brakami kadrowymi. Szybkie i odpowiednio przeprowadzone włączanie nauczycieli i nauczycielek oraz opiekunek z Ukrainy w nasz system edukacji i opieki wspomogłoby adaptację i funkcjonowanie dzieci i uczniów z doświadczeniem uchodźczym. Pomogłoby nam rozwiązać także jeden z bardziej aktualnych problemów polskiego systemu - brak kadry.

Tę szansę jednak właśnie tracimy.

Czytaj także: