"Codziennie dźgano kogoś nożem". Polski podróżnik o "piekle" w kongijskim więzieniu
Ponad trzy miesiące w trzech koszmarnych więzieniach spędził polski podróżnik Mariusz Majewski. Demokratyczna Republika Konga rok temu uznała go za szpiega, a władze tego afrykańskiego kraju zesłały do miejsc, o których Majewski mówi, że "to było piekło na ziemi". Przetrzymywano go w nieludzkich warunkach, cierpiał z głodu, pragnienia, był bity i nieraz grożono mu śmiercią. To, co widział, do dziś nie daje mu spokoju.
15 lutego 2024, Demokratyczna Republika Konga. W stolicy kraju, Kinszasie, jak co dzień lądują samoloty. W jednym z nich Mariusz Majewski. Polak, podróżnik o światowej renomie, jest na starcie kolejnej wielkiej przygody. Przybył, by eksplorować kraj w środku Afryki. Jeszcze nie wie, że czeka go tu "piekło na ziemi" i że wspomnienia z niego zostaną z nim już na zawsze.
15 lutego 2025, Teneryfa. Gdy czytacie ten tekst, Mariusz Majewski leży na jednej z plaż hiszpańskiej wyspy, gdzie spędza ferie z partnerką Mariolą Ciach i czwórką dzieci. A może właśnie wszyscy siedzą razem przy posiłku, ostrożnie poruszają temat rozpoczętej dokładnie rok temu wyprawy.
Majewski nie chce nadawać tej rocznicy szczególnego znaczenia, zależy mu tylko, by spędzić ten dzień z najbliższymi.
Myślałem, że nigdy nie znajdą mojego ciała
- Ze snu wybudził mnie strażnik. Wszedł do celi, kazał mi wstać i iść. Wyprowadził mnie z więzienia, nie mówiąc, o co chodzi. Na zewnątrz zobaczyłem czterech żołnierzy opartych o samochód. Burknęli, żebym wsiadał, nic więcej. Dwóch usiadło na tylnym siedzeniu ze mną ściśniętym pośrodku, dwóch na przednim, wszyscy milczący, każdy z bronią na wierzchu. Po pewnym czasie odważyłem się zapytać, dokąd jedziemy, ale nikt na te słowa nie zareagował. W końcu zobaczyłem, że oddalamy się od miasta, i wtedy zacząłem się bardzo bać. Pomyślałem, że chcą mnie zastrzelić i zakopać gdzieś na bezludziu. Stanęło mi przed oczami całe życie, myślałem o dzieciach, o mojej ukochanej partnerce Marioli, o tym, że ich zawiodłem, że jestem im potrzebny, a skończę przysypany ziemią gdzieś na końcu świata, gdzie nigdy nie znajdą mojego ciała. Czułem żal, że czeka mnie tak straszna śmierć, chociaż nic złego nie zrobiłem. Wyprawa do Konga miała być tylko jedną z moich przygód, a potoczyła się koszmarnie - opowiada Mariusz Majewski.
Czytaj dalej po zalogowaniu
![premium](/images/premium-illustration-3.webp)
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam