Poznańska prokuratura zakończyła śledztwo w sprawie napadu na konwój bankowy z 18 kwietnia 2000 roku. Zarzuty przedstawiono trzem osobom, w tym jednemu z konwojentów.
Według prokuratury Paweł K. i Mikołaj S. uzgodnili z jednym z konwojentów, Janem L. sposób napadu na transport.
- Jan L. dał sygnał o wartości przewożonego ładunku, a Paweł K. i Mikołaj S. obserwujący konwój, przekazali sygnał poszukiwanemu w dalszym ciągu przez policję Krzysztofowi K., który wraz z nieznanymi sprawcami dokonali napadu. Pomimo, że oskarżeni nie byli członkami grupy, która z użyciem broni palnej dokonała napadu, to jednak ich udział w popełnieniu przestępstwa był tak istotny, że są traktowani na równi z pozostałymi współsprawcami - powiedziała Magdalena Mazur-Prus, rzecznik Prokuratury Okregowej w Poznaniu.
Jeden z nich się przyznaje
Mężczyźni usłyszeli zarzut rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Za to przestępstwo grozi kara nie nie mniejsza niż 3 lata pozbawienia wolności. Paweł K. przyznał się do zarzutu. Mikołaj S. i Jan L. nie przyznali się. Materiały przeciwko organizatorowi przestępstwa Krzysztofowi K. wyłączono do odrębnego postępowania - jest on podejrzany o popełnienie jeszcze innych przestępstw.
W kwietniu 2013 roku zatrzymano w związku z tą sprawą pięć osób. Dwóm osobom: bratu Mikołaja S. i żonie Jana L. nie postawiono zarzutów. - Śledztwo wykazało, że to osoby nie współpracowały podczas napadu - mówi tvn24.pl Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
W toku postępowania ustalono, że w napadzie udział brała większa liczba osób. Część sprawców została niewykryta, wobec nich postępowanie zostało umorzone.
Postrzelili konwojenta
Do zuchwałego napadu doszło 18 kwietnia 2000 r. pod Poznaniem. Samochód przewożący ponad 370 tys. zł. z placówki banku w Pniewach został wyprzedzony przez auto osobowe, które gwałtownie zahamowało, czym zmusiło konwój do zatrzymania się. Z pojazdu wybiegło dwóch zamaskowanych mężczyzn, którzy zażądali wydania pieniędzy, jeden z nich miał broń.
Jeden z zamaskowanych mężczyzn niegroźnie postrzelił konwojenta Jana L. Drugi konwojent, Henryk S., został siłą wyciągnięty z samochodu, obezwładniony i wraz z napastnikami odjechał zaparkowanym nieopodal samochodem. Został porzucony w okolicach Lasku Marcelińskiego.
Pierwsze śledztwo w tej sprawie zostało umorzone w grudniu 2000 r. Prace nad nim wznowiono we wrześniu 2011 r. kiedy podczas innego postępowania ustalono nowe okoliczności związane z napadem.
Autor: mm, fc/par / Źródło: TVN24 Poznań / PAP
Źródło zdjęcia głównego: policja.pl