Czerwony znaczy strażacki. Z takiego założenia wyszedł komendant Państwowej Straży Pożarnej w Koninie, który kupił straży ekskluzywne auto jako "samochód rozpoznawczo-ratowniczy do działań chemiczno-ekologicznych". Ile w nim strażackiego wozu, a ile "wypasionej" bryki dla komendanta?
Czerwone auto dla straży zostało kupione pod koniec grudnia ubiegłego roku za ponad 100 tys. złotych. Pieniądze na nie wyłożył starosta koniński oraz Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska.
- Wzbogaciliśmy się o samochód poznawczy z funkcją szybkiego przewozu sprzętu chemicznego - mówił w dniu poświęcenia samochodu komendant Błażej Rakowski. Tyle, że auto jeszcze nigdy nie brało udziału w akcji. Jeździli nim za to sam komendant i jego zastępca. Jedną z takich eskapad nagrano. Zastępca komendanta (sam komendant przebywa na urlopie) nie potrafił powiedzieć, gdzie wtedy się wybierali.
Napisów nie ma, by karoseria się nie niszczyła
Sebastian Andrzejewski, rzecznik straży pożarnej w Koninie przekonuje, że komendant tym samochodem nie jeździ. - Samochód komendanta jest to samochód, który stoi obok. Jest to skoda octavia - wyjaśnia.
Kupiony w grudniu samochód nie jest oznakowany, nie ma na nim napisu "straż", choć widniał on w dniu święcenia. Skąd taka sytuacja? Strażacy z Konina po prostu "ubierają" w strażackie napisy auto, gdy mają go użyć. W tym przypadku rzecznik tłumaczy, że takie kroki podjęto by... nie niszczyć karoserii. Mimo że to wbrew przepisom.
Autor: nsz/kka / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV