W czwartek wieczorem, na rynku w Obornikach, mężczyzna przewrócił się tak pechowo, że uderzył głową w chodnik i stracił przytomność. Zmarł niecałą godzinę później, mimo reanimacji prowadzonej przez policjantów. Karetka przyjechała dopiero po 40 minutach.
Jak dowiedzieli się dziennikarze portalu oborniki.naszemiasto.pl, wypadek miał miejsce przed godz. 19.00. Mężczyzna po upadku był nieprzytomny, więc świadkowie od razu zadzwonili po pomoc. Akcję reanimacyjną rozpoczęli policjanci, którzy pojawili się na rynku już po kilku minutach.
Karetka pojawiła się dopiero po 40 minutach. Wtedy też ratownicy zmienili policjantów i kontynuowali reanimację.
Po kolejnych dwudziestu minutach przyjechał drugi ambulans, tym razem już z lekarzem, który stwierdził zgon mężczyzny.
Za mało karetek?
Powodem długiego oczekiwania na pogotowie miały być inne akcje. - Byliśmy w Bolechowie, nie mogliśmy wcześniej przyjechać. Druga karetka wraca dopiero z Rogoźna - tłumaczył dziennikarzowi portalu jeden z ratowników.
Świadkowie wypadku nie kryją wzburzenia - Policjanci robili co mogli, ale przecież oni mają tylko podstawową wiedzę w zakresie ratownictwa. Tego człowieka można było uratować - przekonuje mieszkanka ul. Kopernika.
Dopóki jednak rodzina nie złoży zażalenia, nikt nie odpowie za późny przyjazd karetki. - Jeśli wpłynie do nas zawiadomienie, na pewno zajmiemy się sprawą, ale na chwilę obecną nie możemy wskazywać winnych. Prokurator potwierdził zgon mężczyzny i wykluczył udział osób trzecich - wyjaśnia Izabela Leśnik, rzecznik policji w Obornikach.
Autor: ww/r / Źródło: oborniki.naszemiasto.pl / TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24